BURZENIE CERKWI - FRAGMENT Z TRAGICZNEJ HISTORII KOŚCIOŁA PRAWOSŁAWNEGO W MIĘDZYWOJENNEJ POLSCE

Opublikowany 2009/04/15

Rok 1938 i zachodzące wydarzenia na Chełmszczyźnie i Podlasiu były konsekwencją wcześniejszej polityki władz, mającej na celu osłabienie prawosławia w granicach odrodzonego państwa polskiego. Czynnikami sprawczymi podejmowanych działań były dążenia do realizowania pewnej, określonej racji stanu, jak również wywierana presja przez Kościół katolicki i jego wiernych. Ingerowano w życie wewnętrzne Cerkwi, dążono do polonizacji prawosławia, wpływano na obsadę kadrową poszczególnych parafii. Wydarzenia na Chełmszczyźnie i Podlasiu, poprzedzające wybuch II wojny światowej, należą do najciemniejszych kart w historii II Rzeczypospolitej, jednocześnie nadal są wciąż praktycznie nieznane szerszej opinii publicznej. Jak pisał Paweł Borecki ta „...bezprawna praktyka nie była wydarzeniem incydentalnym. Wyrastała z filozofii polityki wyznaniowej okresu międzywojennego, ściśle powiązanej z polityką narodowościową. Stanowiła konsekwencję konfesyjnego charakteru państwa polskiego [...] oraz stereotypów prowadzących do utożsamiania religii z narodowością" . 


Należy podkreślić, że wydarzenia 1938 roku były następstwem wcześniejszych działań, zarówno władz państwowych, jak i Kościoła rzymskokatolickiego. Jednakże skala i ich zakres były zupełnie inne. Akcja burzenia prawosławnych świątyń odbywała się  planowo i systematycznie. Pomocą służyli specjalnie do tego celu sprowadzeni polscy robotnicy. Mieli oni zapewniony dozór i ochronę polskiej policji państwowej .       


Odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku wpłynęło zasadniczo na zmianę położenia Kościoła prawosławnego. Z wyznania uprzywilejowanego znalazł się w gronie wyznań mniejszościowych . Ponadto władze II Rzeczypospolitej, i to wydaje się był zasadniczy element późniejszej polityki wobec cerkwi prawosławnej, traktowały prawosławie jako relikt zaborcy, a świątynie jako pozostałość i symbol Cesarstwa Rosyjskiego. 


Głównym celem władz i Kościoła rzymskokatolickiego było podjęcie akcji rewindykacyjnej świątyń i monasterów będących własnością Kościoła prawosławnego. Sprzyjała temu ogólna atmosfera panująca w kraju, jak również nieuregulowana i niestabilna sytuacja wewnętrzna Cerkwi w Polsce (kwestia jurysdykcji moskiewskiej i związane z tym zagadnienie autokefalii) . Poza tym sprawa prawosławia w Polsce stawała się istotnym elementem w stosunkach ze wschodnim sąsiadem (Rosyjski Kościół Prawosławny, pomimo zmian granic państwowych i ogólnej sytuacji politycznej, nie zamierzał tracić części swojego stanu posiadania) .


Już u początku państwowości przystąpiono do akcji rozbiórek i niszczenia cerkwi w miastach. Znikły świątynie m.in. w Aleksandrowie Kujawskim, Kaliszu, Lublinie, Sieradzu, Sosnowcu i Suwałkach. W samej Warszawie rozebrano sześć świątyń, z soborem św. Aleksandra Newskiego na czele .   


Elementami, które rzutowały w zasadniczy sposób na stosunki wyznaniowe (relacje państwo-Cerkiew prawosławna) w okresie międzywojennym, była kwestia nowej struktury administracyjnej Cerkwi, uregulowania jej statusu prawnego, w tym autokefalii, wspomniane już procesy rewindykacyjne, czy akcje burzenia cerkwi. Ponadto należy wspomnieć o takich zagadnieniach, jak ingerencja w życie wewnętrzne Kościoła oraz podporządkowanie instytucji prawosławnych czynnikom administracyjnym (m.in. szkolnictwa, bractw, klasztorów) .


Antoni Mironowicz stwierdza, że sprawa rewindykacji prawosławnych obiektów sakralnych miała charakter polityczno-religijny. Władze carskie w zakresie realizowanej polityki rusyfikacyjnej na ziemiach polskich, wznosiły wiele cerkwi jako symboli ich panowania (m.in. sobór na Placu Saskim w Warszawie) . Powstawały jednocześnie obiekty  mające zaspokajać potrzeby religijne wiernych. Duch i atmosfera świeżo odzyskanej niepodległości wśród społeczności polskiej zwracała się przeciwko niedawnemu zaborcy, z którym utożsamiano cerkiew i prawosławie.


Proces rewindykacyjny dotyczył gruntów cerkiewnych (przejmowanych przez władze na cele reformy rolnej i osadnictwa wojskowego), świątyń i zabudowań gospodarczych. Zasadniczo zmierzano do ograniczenia stanu posiadania Kościoła. W proces ten wpisuje się także usuwanie duchownych prawosławnych oraz nawracanie wyznawców prawosławia na katolicyzm. Na ziemiach etnicznie polskich następowało zjawisko zamykania świątyń, przekazywania ich w użytkowanie Kościołowi katolickiemu. Często także cerkwie były burzone i rozbierane. „Rewindykacja [...] była częścią polityki państwa, u podłoża której leżała koncepcja budowy jedności państwowej i narodowej na gruncie wyznania rzymskokatolickiego" .   


W całym okresie do 1938 roku Cerkiew prawosławna w Polsce narażona była na liczne akty mające na celu pozbawienie jej stanu posiadania, osłabienie podstaw materialnych jej funkcjonowania. Sytuacja była skomplikowana, gdyż zderzały się w tej polityce interesy trzech istotnych podmiotów: państwa, Kościoła katolickiego oraz Cerkwi prawosławnej. 


Do 1938 roku akcje rewindykacyjne były prowadzone w kilku etapach. W latach 1918-1924 oparte były w dużej mierze na czynniku emocjonalnym, związany z dążeniem do zatarcia śladów caratu, jednego z głównych winnych rozbiorów Polski. Symptomatycznie o tym okresie „...oszołomienia w pierwszym roku wolności i budownictwa państwowego" pisał Konstanty Srokowski . Stanisław Moskalewski, ówczesny wojewoda lubelski stwierdzał, iż polska racja stanu wymaga wobec wyznania prawosławnego dążenia „...do zlikwidowania widomych rezultatów, sztucznie i z zastosowaniem barbarzyńskich metod kultywowanych od 1864 r., polityki, która przedwojenny stan posiadania oparła na kilkudziesięcioletnim ucisku Kościoła katolickiego byłej Chełmszczyzny i Podlasia, polityki, która wyraziła się w zabieraniu szeregu świątyń unickich na cerkwie prawosławne lub pobudowaniu cerkwi prawosławnych na miejsce świątyń unickich" .


Konsekwencją polityki opartej na powyższych założeniach było wyświęcenie na kościoły na terenie województwa lubelskiego do 1922 roku 154 cerkwi (z ok. 400 istniejących tam do wybuchu wojny). Na cele kulturalne przeznaczono 7 świątyń, 164 zostały zamknięte. W trakcie działań wojennych zniszczeniu uległo 35 obiektów. W dyspozycji cerkwi pozostało tylko 40 placówek. Podobnie przedstawiała się sytuacja w innych regionach Rzeczypospolitej. Między innymi cerkwie w województwach centralnych przekazane zostały Kościołowi rzymskokatolickiemu, zlikwidowano wiele parafii na Białostocczyźnie (m.in. w Hodyszewie, Kolnie, Lipsku, Łapach, Łomży, Ostrołęce, Pokrowsku, Różanymstoku, Rygałówce, Sejnach, Szudziałowie i Wysoki Mazowieckim). Zabrano Cerkwi także monaster w Supraślu i Zahorowie .


Ogółem, według danych Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, w pierwszej fazie rewindykacji „...z 640 cerkwi pounickich i 240 połacińskich czynnych w 1914 roku w użytkowaniu Kościoła prawosławnego pozostało 350 pounickich i 80 połacińskich, Kościół katolicki przejął 175 pounickich i 140 połacińskich, reszta to cerkwie nieczynne, zniszczone i rozebrane lub przerobione na inne cele" . Jak podkreśla Mirosława Papierzyńska-Turek najwyższa liczba świątyń - prawie 70% - została przez Kościół katolicki przejęta w drodze rewindykacji żywiołowej, bez zgody władz państwowych . 


Drugi etap rewindykacyjny rozpoczął się w 1929 roku. Należy pamiętać jednak, że przejmowanie prawosławnych obiektów sakralnych następowało w całym okresie trwania II Rzeczypospolitej. Pod koniec lat 20. roszczenia wobec cerkwi wysunął Episkopat rzymskokatolicki. Żądano zwrotu świątyń, budynków parafialnych, majątków ziemskich i monasterów (m.in. w Poczajowie, Żyrowicach i Krzemieńcu). Ogółem roszczenia objęły prawie jedną trzecią całego majątku cerkiewnego . 


W tej fazie rewindykacji Kościół katolicki „...wszedł na drogę walki sądowej, nie liczył już ani na samowolne zabieranie obiektów przez ludność, ani na decyzje administracji państwowej" . Procesy dotyczyły się do 1934 roku, kiedy Sąd Najwyższy ogłosił wyrok w sprawie 69 świątyń uznając „...drogę sądową do rewindykacji za niewłaściwą, ponieważ dysponuje nimi administracja państwowa. Za postanowieniem Sądu Najwyższego poszły decyzje sądów niższej instancji, które odmówiły rozpatrywania w trybie procesowym spraw rewindykacyjnych" .


W pierwszych dwóch okresach dominował element przejmowania prawosławnych ośrodków duszpasterskich. Zdarzały się także akcje burzenia „spuścizny caratu" (wspomniany sobór na Placu Saskim w Warszawie, cerkiew św. Cyryla i Metodego w Chełmie), które w większości miały charakter żywiołowy lub wynikały z nacisku opinii publicznej . Ogółem zburzeniu uległo ponad 30 cerkwi. 


Sytuacja uległa zmianie w 1938 roku, kiedy powstał program wyburzania cerkwi w ramach akcji rewindykacyjno-polonizacyjnej . Już jesienią 1937 roku rozpoczęła się akcja pacyfikacji Cerkwi w województwie lubelskim , następnie objęła ona pozostałe województwa kresowe. Całą operację prowadzono dwoma torami. Z jednej strony tworzono „ruchy społeczne" których celem było „krzewienie polskości" na tych ziemiach, z drugiej poprzez wojsko i policję organizowano różnego rodzaju szykany wobec ludności prawosławnej, której celem było „nawrócenie" jej na katolicyzm .    


M. Papierzyńska-Turek stwierdza, że w 1938 roku przeprowadzono niechlubną dla państwa, nazywaną czasem „czarną kartą w historii Polski", akcję wyburzania cerkwi na Chełmszczyźnie, która prowadzona metodycznie przez czynniki wojskowe, doprowadziła do zburzenia aż 127 obiektów. I dalej dodaje, że przy niszczeniu cerkwi nie przestrzegano żadnych zasad ani ustaleń, burzono nawet zbudowane po pierwszej wojnie światowej na podstawie zezwoleń władz . Przeprowadzone przez władze polskie działania cechowały się aktami bezmyślnego wandalizmu. „Burzono zabytki kultury materialnej - najstarsze na terenie ówczesnego Państwa Polskiego pomniki architektury cerkiewnej. Zniszczono świątynie: w Białej Podlaskiej - z 1582 r., w Zamościu - z 1589 r., w Kołnyce - z 1578 r., czy wzniesione przed rokiem 1596 cerkwie w Chełmie, w Jarosławcu i Modrynie. Zrujnowana cerkiew w Szczebrzeszynie pochodziła z roku 1184. Zburzono 20 cerkwi wzniesionych już po zakończeniu I wojny światowej" .


Akcja burzenia prawosławnych cerkwi spowodowała szereg interpelacji i wystąpień w Sejmie i Senacie posłów ukraińskich (m.in. Stefana Barana, Stanisława Łuckiego, Stefana Skrypnyka, Mikołaja Masłowa, Marcina Wołkowa). M. Wołkow w przemówieniu sejmowym w dniu 6 lipca 1938 roku o sytuacji ludności prawosławnej na Chełmszczyźnie i Lubelszczyźnie mówił: „...tam przecież zachodzą rzeczy niezwykłe! Zwerbowano tam oddziały burzycieli świątyń, oddziały legalne, chronione przez policję, w ciągu jednego dnia burzą świątynię. Wysoki Sejmie, jakże odbywa się to burzenie? - nie proszą o klucze, nie uprzedzają proboszcza, zjawiają się nagle, wyłamują zamki, albo nie ruszając zamkniętych drzwi, wchodzą po drabinach na dach, niszczą go, mury, nie troszcząc się o znajdujące się wewnątrz świątyni paramenta, monstrancje, rujnują cerkiew" .  


Zjawisko burzenia cerkwi w okresie międzywojennym było następstwem zbieżnej polityki władz i Kościoła rzymskokatolickiego. Jej głównymi celami było dążenie przez kolejne ekipy rządowe do polonizacji kresów oraz ekspansja katolicyzmu i wypieranie wpływów Cerkwi prawosławnej. Dążenia te zbiegły się o tyle, że rządy w akcji katolicyzacji kresów wschodnich widziały jeden z czynników pogłębienia polonizacji kresów, natomiast większość środowisk kościelnych widziała w polonizacji tych obszarów czynnik ułatwiający ekspansję katolicyzmu . Zbieżność celów doprowadziła do jednej z największych tragedii prawosławia na ziemiach polskich - akcji burzenia „domów Bożych". 


Stefan Dudra

Przeczytaj pozostałą część wpisu »

Słowo Św. Jana Złotoustego na dzień Paschy

Opublikowany 2009/04/07

Jeśli ktoś jest uczciwy i pobożny, niech znajdzie radość w tej dobrej i pełnej światłości uroczystości. Jeśli ktoś jest sługą roztropnym, niech wejdzie ciesząc się do radości Pana swego. Jeżeli ktoś dźwigał postu udręki, niechże otrzyma dziś słuszną zapłatę. Jeśli niósł trudy od pierwszej godziny, niech sprawiedliwą otrzyma należność. Jeśli ktoś przyszedł po trzeciej godzinie, niech też świętuje z wdzięcznością. Jeżeli ktoś dopiero po szóstej godzinie się dołączył, niech nie ma żadnej wątpliwości, ponieważ niczego nie traci. Jeżeli zaś ktoś pozbawił się nawet dziewiątej godziny, niech także o niczym nie wątpi, niczego się nie boi. Jeśli ktoś dołączył się nawet o jedenastej godzinie, niech wcale nie boi się zwłoki, albowiem gościnny jest Pan. Przeto przyjmuje ostatniego jak i pierwszego, i daje odpocząć tym, co o jedenastej godzinie przyszli, podobnie jak tym, którzy pracowali od pierwszej godziny. I nad ostatnim się lituje i pierwszego wynagradza, i jednemu daje, i drugiego wspomaga. I uczynki przyjmuje i zamiary wita, i wysiłki szanuje i chęci pochwala. 


Przeto wejdźmy wszyscy do radości Pana swego: i pierwsi, i drudzy nagrodę przyjmijcie. Bogaci i ubodzy, wszyscy razem się cieszcie. Wstrzemięźliwi i leniwi, ten dzień uczcijcie. Ci, co pościli i co nie pościli, weselcie się dziś. 


Uczta przygotowana, rozkoszujcie się wszyscy. Baranek przygotowany, niech nikt nie wyjdzie głodny. Wszyscy nasyćcie się ucztą wiary, wszyscy przyjmijcie bogactwo miłosierdzia. Niech nikt nie opłakuje ubóstwa, objawiło się bowiem wspólne królestwo. Niech nikt nie opłakuje grzechów, przebaczenie bowiem z grobu zajaśniało. Niech nikt nie lęka się śmierci, wybawiła nas bowiem śmierć Zbawiciela. Wygasił ją Ten, który był przez nią trzymany. Ujarzmił piekło Ten, który zstąpił do piekła. Zgorzkniało piekło, skosztowawszy ciała Jego. I to właśnie przewidując, Izajasz tak wołał: „Piekło", mówił, „zgorzkniało, spotkawszy Cię w otchłani". Zgorzkniało, bo zostało puste. Zgorzkniało, bo zostało oszukane. Zgorzkniało, bo umarło. Zgorzkniało, bo zostało obalone. Zgorzkniało, bo zostało skrępowane. Przyjęło ciało, a natknęło się na Boga. Przyjęło ziemię, a spotkało samo niebo. Przyjęło to, co mogło widzieć, a wpadło w to, czego nie mogło widzieć. Gdzież więc, o śmierci, jest Twój oścień? Gdzie twe, piekło, zwycięstwo? Zmartwychwstał Chrystus i tyś zostało zrzucone. Zmartwychwstał Chrystus i upadły demony. Zmartwychwstał Chrystus i weselą się aniołowie. Zmartwychwstał Chrystus i życie świeci swą pełnią. Zmartwychwstał Chrystus i nikt martwy nie pozostał w grobie. Chrystus bowiem powstawszy z martwych stał się pierworodnym pośród umarłych. Jemu chwała i królestwo na wieki wieków. Amen.

Przeczytaj pozostałą część wpisu »

60-lecie Parafii Prawosławnej Św. Mikołaja w Zielonej Górze

Opublikowany 2008/06/04

Dokładnie 60 lat temu w 1948 roku erygowano parafię prawosławną św. Mikołaja w Zielonej Górze. Życie religijne w Zielonej Górze rozpoczęło się znacznie wcześniej, bo już na przełomie 1945-1946 roku. Pierwsi prawosławni znaleźli się w Zielonej Górze już bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej. Byli to wracający z Zachodu żołnierze, jak i ludność wywieziona na przymusowe roboty w czasie okupacji. Wśród tej ludności w 1945 roku przybył, jako repatriant do Zielonej Góry ks. Mikołaj Proniński, który był pierwszym proboszczem parafii. Pierwsze spotkania miejscowej ludności prawosławnej dotyczące konieczności posiadania własnej świątyni odbywały się w prywatnych mieszkaniach już 1946 roku. Kwestia ta uległa znacznej intensyfikacji po akcji „Wisła”. Przesiedlona na te tereny ludność prawosławna stała się zasadniczą bazą dla powstania i rozwoju późniejszej parafii. Od wiosny 1948 roku czynione były starania o pozyskanie obiektu pod przyszłą świątynię. Dzięki zaangażowaniu ks. Mikołaja Pronińskiego i wiernych marzenia o własnej świątyni ziściły się po kilku miesiącach. Pierwsze nabożeństwo odprawione zostało 8 września 1948 roku w byłej kaplicy poewangelickiej przy ulicy Wąskiej dziś Partyzantów, przydzielonej przez władze pod świątynię prawosławną. Ikonostas i inne przedmioty użytku kościelnego przywiezione zostały z nieczynnej po wojnie cerkwi we wsi Błahodatnoje-Biskupice (pow. grójecki).

 

5 czerwca 1949 roku odbyła się uroczysta konsekracja odremontowanej i należycie urządzonej świątyni zielonogórskiej. Poświęcenia dokonał ówczesny ordynariusz wrocławski Biskup Michał (Kiedrow). W liturgii towarzyszyli mu księża: Michał Popiel, Stefan Biegun, Władysław Kocyłowski, Mikołaj Proniński, Jarosław Tyczyno i Wiktor Masik. Z okazji tej uroczystości Biskup Michał nagrodził „Błogosłowiennymi Gramotami” parafian Ignacego Tomaszewskiego, Mikołaja Kozłowskiego i Mikołaja Kraśko do dziś żyjącego parafianina, którzy wkładem swojej pracy przyczynili się do uruchomienia placówki duszpasterskiej w Zielonej Górze. W pierwszych latach funkcjonowania parafia liczyła około 300 wiernych.

 

W okresie 60-lecia proboszczami w parafii św. Mikołaja w Zielonej Górze byli: ks. Mikołaj Proniński (1948-1972), ks. Mikołaj Poleszczuk (1972-1974), ks. ihumen Alipiusz Kołodko (luty-maj 1975), ks. Piotr Marczak (1975-1986), ks. Antoni Habura (1989-2006), ks. Dariusz Ciołka (marzec-maj 2006), od 1 czerwca 2006 roku ks. Andrzej Dudra.

 

Społeczność prawosławna w Zielonej Górze jest narodowościowo zróżnicowana. Stanowią ją Łemkowie, Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini, Serbowie, Macedończycy, Rumunie, Grecy i Polacy.

 

W dniach 21-22 maja br parafia prawosławna św. Mikołaja Cudotwórcy w Zielonej Górze obchodziła podwójne święto: przeniesienia relikwii św. Mikołaja z Mirry Licyjskiej do Bari oraz 60-lecie erygowania parafii. Uroczystościom przewodniczył Jego Ekscelencja Arcybiskup Jeremiasz, Ordynariusz Diecezji Wrocławsko-Szczecińskiej oraz Jego Ekscelencja Arcybiskup Abel, Ordynariusz Diecezji Lubelsko-Chełmskiej.

 

Przed nabożeństwem całonocnego czuwania dostojnych hierarchów witały dzieci, starosta cerkiewny i proboszcz parafii. W słowie powitalnym skierowanym do hierarchów proboszcz nawiązał do postaci św. Mikołaja, jako wzoru wiary i pokory oraz do trudnych lat czterdziestych XX wieku, kiedy to w 1948 roku powołano do życia nową parafię na Ziemiach Odzyskanych. Rok 1947 był rokiem dla ludności łemkowskiej i ukraińskiej tragiczny. W wyniku przymusowej deportacyjnej akcji Wisła wiele tysięcy wyznawców Kościoła Prawosławnego znalazło się na Ziemiach Odzyskanych, pozostawiając dorobek całego życia. Nie tracąc nadziei i wiary stworzyli tu w małej poewangelickiej świątyni swoją cerkiewkę, w której do dnia dzisiejszego my się modlimy. Dziś nam pozostaje w modlitwach wspominać kapłanów i wszystkich wiernych, którzy przyczynili się do tego naszego wspólnego jubileuszu. To właśnie to miejsce zostało oświęcone modlitwą kilku pokoleń. Proszę o wzniesienie Waszych Arcypasterskich modlitwy do Najwyższego Boga w Trójcy Jedynej, by Miłosierny Bóg błogosławił nam i przyszłym naszym pokoleniom chwalić Jego Imię właśnie na tym miejscu, w tej świątyni. 

 

Podczas nabożeństwa całonocnego czuwania śpiewał chór Wyższego Prawosławnego Seminarium Duchownego z Warszawy pod dyrekcja prof. Włodzimierza Wołosiuka oraz kilka utworów na wieczerni wykonał chór parafii prawosławnej Opieki Przenajświętszej Bogarodzicy w Słubicach.

 

Święta Liturgia celebrowana przez Arcybiskupa Jeremisza i Arcybiskupa Abla w asyście duchowieństwa z Polski i zagranicy oraz licznie zebranych wiernych rozpoczęła główne obchody 60-lecia erygowania parafii w Zielonej Górze. Wśród zaproszonych gości na uroczystości jubileuszu wzięli udział: Prezydent Miasta Zielonej Góry Janusz Kubicki wraz z pracownikami Urzędu Miasta Tomaszem Nesterowiczem i Zygmuntem Stabrowskim, Konsul Honorowy Ukrainy w Poznaniu Łukasz Horowski, prof. Alfred Owoc Prezes Stowarzyszenia Kreator, Joanna Obworska przedstawiciel Szpitala Wojewódzkiego w Zielonej Górze, zastępca Dyrektora Aresztu Śledczego w Zielonej Górze Dariusz Grabowski, Leszek Michalski Kierownik Działu Audycji Religijnych Radia Zachód oraz Kronikarz Miasta Ewa Duma.

 

W homilii wygłoszonej do licznie zebranych wiernych Jego Ekscelencja Arcybiskup Abel powiedział 
„Ogromna radość dzisiaj ogarnia nasze serca, a dla miejscowych parafian jest to szczególne wydarzenie, albowiem takich momentów, aby czynić dziękczynienie podczas jubileuszowych dat nie mamy za dużo. Dlatego dzisiejsza uroczystość ma przede wszystkim charakter dziękczynny. My dzisiaj zgromadzeni tutaj na uroczystości w parafialne święto, kiedy cerkiew prawosławna adoruje wielkiego hierarchę, który jest niebiańskim orędownikiem zielonogórskiej wspólnoty otwieramy nasze serca podczas uczestnictwa w Boskiej Liturgii. Każdemu z nas znana jest postać i życie św. Mikołaja. Jako wspólnota prawosławna jesteśmy ubogaceni tą wielką tradycją kultu św. Mikołaja. Nie ma drugiego Kościoła, który by tyle uwagi w życiu liturgicznym poświęcał temu szczególnemu świętemu. Każdy czwartek na przestrzeni całego roku poświęcony jest św. Mikołajowi. Dzień przeniesienia Św. Relikwii zawojowanej przez Turków Azji Mniejszej, do Kościoła zachodniego, do miasta Bari leżącego dzisiaj we Włoszech jest dniem szczególnym dla Was drodzy parafianie zielonogórskiej wspólnoty prawosławnej. I my dzisiaj, kiedy gromadzimy się na tej jubileuszowej uroczystości powinniśmy otworzyć swoje serca, aby dobry Bóg pobłogosławił dla każdego z nas przede wszystkim pełnią duchowej radości. Idąc za przykładem naszego Mistrza Chrystusa Pana pamiętamy bezustannie, że po trudnych momentach, po cierpieniach, następuje moment Zmartwychwstania. I cerkiew wpaja w nas ten duch optymistycznej nadziei. Na przestrzeni 60-ciu lat funkcjonowania wspólnoty prawosławnej w Zielonej Górze dzisiaj możemy analizować mnóstwo mnożących się wydarzeń historycznych w życiu tej parafii, wydarzeń bardzo istotnych nie tylko dla lokalnej społeczności prawosławnej, ale i w szerszym aspekcie dla życia społecznego miasta Zielonej Góry. Były na pewno momenty radosne, ale i nie szczędził dobry Bóg i momentów trudnych, które dzisiaj może nie są tak istotne. Powinniśmy dzisiaj przede wszystkim błagać miłosierdzie Boże, aby Bóg pobłogosławił dla nas kreować dalej życie wspólnoty parafialnej, wychowując młode pokolenie, nie zważając na to, że jest nas więcej bądź mniej, ale uzbrojeni wskazówką Ewangelii Chrystusowej, że tam gdzie jest nas dwoje lub troje zebranych w imię Chrystusa Pana, tam i On jest obecny. Uzbrojeni tym duchowym pocieszeniem powinniśmy perspektywicznie podążać ku przyszłości. 
Dzisiejsza uroczystość zakończy się, wrócimy do swoich codziennych obowiązków, do swojego życia rodzinnego, postarajmy się o to, aby ta przebudowa życia po dzisiejszej uroczystości miała miejsce w każdym naszym sercu, abyśmy mogli przeistoczyć się dla lepszego dobra, dla lepszego jutra, bo tego oczekuje od nas przede wszystkim Matka nasza Cerkiew Prawosławna. 
My drodzy bracia i siostry radujemy się z tego, że Bóg pozwolił nam dożyć tej wielkiej chwili. Zjednoczmy się dzisiaj w modlitwie, żeby Bóg położył dobroć w serca nasze, żebyśmy mogli zgodnie ze słowami Apostoła Pawła wzrastać od siły w siłę, żeby realne były słowa hymnu cerkiewnego, śpiewanego prawie na każdym nabożeństwie w naszej Cerkwi >>Umocnij Boże świętą prawosławną wiarę i prawosławnych chrześcijan na wieki wieków Amen<<”.

 

Po zakończeniu Św. Liturgii odsłużono Dziękczynny Molebień z krestnym hodem wokół świątyni. W słowie końcowym proboszcz parafii podziękował Hierarchom za przybycie na uroczystości święta parafialnego i obchodów 60-lecia istnienia parafii prawosławnej w Zielonej Górze, podkreślając, że dla niedużej wspólnoty parafialnej są to chwile szczególnej satysfakcji oraz duchowej radości. Arcybiskup Abel dziękując Ordynariuszowi Diecezji Wrocławsko-Szczecińskiej Arcybiskupowi Jeremiaszowi za zaproszenie na ręce miejscowego proboszcza przekazał w darze do cerkwi ikonę Męczenników Chełmskich i Podlaskich. Korzystając z okazji Arcybiskup Abel odznaczył Orderem Marii Magdaleny II stopnia prof. Alfreda Owoca za zasługi dla Diecezji Lubelsko-Chełmskiej. Dziękując Prezydentowi Miasta za okazaną pomoc oraz za objęcie honorowym patronatem obchodów jubileuszu proboszcz parafii ks. Andrzej Dudra wręczył ikonę św. Mikołaja Cudotwórcy. Dziękując wiernym za wsparcie i pomoc w organizacji jubileuszu, proboszcz poprosił Ordynariusza Diecezji o wyróżnienie Listami Pochwalnymi parafian Szymona Kuncika, Ludmiłę Ujmę, Mikołaja Kraśko, Mikołaja Pronińskiego i Mikołaja Sozonowicza.

 

Na zakończenie proboszcz zwrócił się z podziękowaniem do dyrygenta chóru prof. Włodzimierza Wołosiuka, za przepiękne śpiewy podczas nabożeństw jednocześnie zapraszając wszystkich obecnych na Koncert Muzyki Cerkiewnej i Pieśni Ukraińskiej do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Zielonej Górze oraz na wystawę obrazów „Cerkwie łemkowskie” autorstwa Piotra Łopaty do Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze.

 

Jubileusz zakończono świątecznym obiadem w Tawernie Greckiej „Akropol”, podczas którego można było wysłuchać pieśni łemkowskich, ukraińskich i rosyjskich w wykonaniu chóru księży i seminarzystów.

 

Wszystkim uczestnikom uroczystości jak i sponsorom proboszcz parafii wyraża serdeczne podziękowania i wielkie „Spasy Hospody”.

 

Jubileusz 60-lecia erygowania parafii prawosławnej został objęty honorowym patronatem przez Prezydenta Miasta Zielona Góra.

 

Ks. Andrzej Dudra.

Przeczytaj pozostałą część wpisu »

RODZINA W STARYM TESTAMENCIE

Opublikowany 2007/10/24

Stary Testament zostawił nam przykłady wielu pięknych rodzin. Do takich należą, przede wszystkim, rodziny Patriarchów: Abrahama, Izaaka i Jakuba. Urzeka w nich, swoją nie tylko władzą, lecz także dostojeństwem i pobożnością postać ojca. Zatroskany przez całe życie o to, by swym dzieciom, zwłaszcza synom, przekazać skarb wiary, umierając zostawia, wzruszające błogosławieństwo.

Przeczytaj pozostałą część wpisu »

W obronie świętych ikon

Opublikowany 2007/10/22

Siódmy Sobór Powszechny, zamykający pierwszy okres ikonoklazmu, odbył się w Nicei 24 września 787 roku. W aktach tego soboru widnieje 307 podpisów . Papież Hadrian I wysłał na obrady soboru swoich legatów. Patriarchowie z Aleksandrii i Antiochii także wysłali swoich przedstawicieli, którzy przywieźli pismo od patriarchy z Jerozolimy wyrażające jego poparcie dla przywrócenia kultu ikon.

 

Sobór rozpoczął się powrotem na łono Kościoła jedenastu biskupów ikonoklastów, którzy na początek odprawili publiczną pokutę. Podczas drugiej sesji odczytano dwa listy papieża Hadriana I: pierwszy – do patriarchy Konstantynopola Tarazjusza, drugi – do cesarza Konstantyna i jego matki cesarzowej Ireny. W listach papież określał się jako zwolennik kultu ikon, opowiedział się za ich istnieniem, ale jego poparcie dla ortodoksji ograniczało się jedynie do obalenia bałwochwalstwa. A przecież dla Kościoła Wschodniego był to temat przestarzały, wręcz anachroniczny. Papież odwoływał się do zawartego w Piśmie Świętym opisu Arki Przymierza z wizerunkami cherubinów, następnie zacytował kilkunastu greckich i łacińskich Ojców, którzy w jego mniemaniu, opowiedzieli się po stronie ikon, podkreślając szczególnie znaną już opinię św. Grzegorza I o nie umiejących czytać, którzy ze ścian kościelnych uczyć się mają tego, czego nie mogą przeczytać w księgach .

 

Zjawisko ikonoklazmu to nie tylko herezja zwalczana w VIII i IX wieku. Zaobserwować można wręcz swoistą powtarzalność ikonoklazmu, występującego pod różnymi postaciami. Wystarczy przypomnieć albigensów w średniowiecznej Francji, zwolenników wyznania mojżeszowego w Rosji XV wieku, wreszcie protestantów. Dlatego więc teologiczna odpowiedź Kościoła na herezję ikonoklazmu w VIII i IX wieku do dziś zachowuje swoją pełną wartość.

 

Z doktrynalnego punktu widzenia obrazoburstwo jest zjawiskiem złożonym i jako herezja jeszcze nie do końca pozna¬nym. Wielokrotnie można spotkać się z opinią, że to chrystologia legła u podstaw konfliktu, który doprowadził do konfrontacji ortodoksów i heretyków w sporze dogmatycz¬nym w VIII i IX wieku. Trzeba jednak pamiętać, że wewnątrz samego ikonoklazmu istniały różne tendencje.

 

Na początku ikonoklaści działali w sposób dość prymitywny, stawiając ortodoksom zarzuty podobne do tych, które obecnie formułują protestanci: opierając się na starotestamentowym zakazie, potępiali oddawanie czci kamieniom, deskom czy ścianom. Wkrótce potem w ikonoklazmie wyodrębniły się dwa nurty.

Zwolennicy pierwszego domagali się całkowitej likwidacji świętych obrazów, od ikony poczynając; niektórzy negowali także oddawanie czci relikwiom, a najbardziej zagorzali dążyli wręcz do zniesienia czci Matki Bożej i świętych. Nurt ten wy¬daje się szczególnie interesujący, gdyż poprzez swoją zapamiętałość zyskuje na logice i konsekwencji; ukazuje, dokąd musiała doprowadzić negacja ikon wraz z całym właściwym i dla niej bagażem popełnianych błędów. Obok tego nurtu istniał jeszcze drugi, bardziej tolerancyjny, a dorównujący pierwszemu pod względem różnorodności. Jego zwolennicy uznawali obecność obrazów w kościele, natomiast nie zgadzali się na przyjętą wobec nich postawę. Dla niektórych ikona w ogóle nie powinna być przedmiotem czci, inni uznawali ikonę Chrystusa, nie akceptując jednak ikony Matki Bożej czy świętych; jeszcze inni wychodzili z założenia, że Chrystus może być przedstawiany wyłącznie przed zmartwychwstaniem, gdyż po zmartwychwstaniu jest niewyobrażalny.

 

Naukę Kościoła i chrystologiczne podstawy istnienia wizerunku Sobór Piąto-Szósty określił jeszcze przed początkami ikonoklazmu. Również przed ikonoklazmem, bo pod koniec VII wieku, biskup Jan z Salonik w swojej polemice z poganami i Żydami odwoływał się do chrystologicznych podstaw ikony. Także św. German w swoich trzech listach do biskupów ikonoklastów, Tomasza z Claudiopolis (Bitynia), Jana z Sinnade i Konstantyna z Nacolei, opierał istnienie ikony na dogmacie o Wcieleniu. Listy te napisał tuż przed otwartym atakiem cesarza Leona III, wymierzonym przeciwko kultowi ikon.

Od samego początku ortodoksi rozumieli niebezpieczeństwo, jakie stanowi obrazoburstwo dla podstawowego dogmatu chrześcijaństwa. I rzeczywiście, jeżeli istnienie ikony opiera się na Wcieleniu drugiej osoby Trójcy Świętej, to uzasadnieniem i potwierdzeniem Wcielenia staje się wizerunek. Inaczej mó¬wiąc, ikona jest gwarantem realności Wcielenia Boga. Dlatego też w oczach Kościoła negacja ikony Chrystusa równa się negacji Jego Wcielenia, negacji sposobu, w jaki dokonuje się nasze zbawienie. Oto dlaczego stając na straży świętych wizerunków Kościół bronił nie tylko ich funkcji dydaktycznej czy estetycznej, ale także samej podstawy chrześcijańskiej wia¬ry. To samo wyjaśnia nieugiętą postawę ortodoksów w walce o ikony, ich bezkompromisowość, ich zgodę na wszelkiego rodzaju ofiary.

 

Pojęcie ikony w rozumieniu obrazoburców jasno i precyzyjnie wyjaśnia w swoim traktacie Konstyntyn Kopronim, przed¬stawiając tym sposobem punkt widzenia wspólny dla wszystkich czołowych wyznawców ikonoklazmu. Jego zdaniem ikona powinna mieć ten sam charakter, co przedstawiana przez nią postać, powinna być z nią współistna (omoousion). Wychodząc z tego założenia, ikonoklaści dochodzą do wniosku, że prawdziwą ikoną Chrystusa jest tylko Eucharystia. Chrystus, jak twierdzili, wybrał chleb jako obraz swego Wcielenia, gdyż chleb nie wywołuje żadnego czysto człowieczego podobieństwa. Chrystus wybrał go więc po to, aby uniknąć idolatrii (bałwochwalstwa). W związku z tym już samo pojęcie wizerunku, ikony, oznaczało w rozumieniu obrazoburców coś zupełnie innego niż w przypadku ortodoksów, a ponieważ ikonoklaści za prawdziwą ikonę uważali tylko to, co pod każdym względem pozostawało wierne prawzorowi, jedynie święte Dary mogły być przez nich uważane za ikonę Chrystusa. Dla ortodoksów święte Dary nie są ikoną właśnie dlatego, że pozostają identyczne wobec Prawzoru. Przeobrażenie świę¬tych Darów dokonuje się nie w wizerunek, lecz w „przenajczystsze Ciało i przenajświętszą Krew Chrystusa”. Dlatego samo już nazwanie Eucharystii „wizerunkiem” wydawało się wyznawcom ortodoksji obce i niezrozumiałe.

 

Patriarcha Nicefor, uważa teorię współistotności obrazu z jego prawzorem za „bezsensowną i śmieszną” . Ikona jest podobna do prawzoru – wyjaśnia - jest jego odbiciem, lecz w samej swojej istocie różni się od niego. Ikona jest podobna do prawzoru dzięki doskonałości sztuki naśladowczej, ale istotowo jest od niego różna. Gdyby niczym się od niego nie różniła, nie byłaby ikoną, lecz samym prawzorem. Patriarcha Nicefor dotyka z pewnością sedna problemu, gdy wskazując na różnicę pomiędzy wizerunkiem a jego prawzorem stwierdza, że „tych, którzy różnicy tej nie uznają i nie rozumieją słusznie nazwać można bałwochwalcami”. Rzeczywiście, gdyby ikonę identyfikować z przedstawianą przez nią postacią, kult ikon dla religijnej świadomości stałby się faktem nie do przyjęcia.

 

Ikonoklazm natomiast uznawał wizerunek tylko wówczas, gdy był on identyczny z prawzorem. Bez identyczności nie było wizerunku, w konsekwencji czego obraz wykonany przez malarza nie mógł zostać uznany za ikonę Chrystusa. Ogólnie rzecz biorąc, sztuka figuratywna stanowiła swoiste bluźnierstwo wobec dogmatu o Bożym Wcieleniu. Kościół wierzy w Chrystusa, który w sposób nierozłączny i niezmieszany zawiera w sobie Boskość i człowieczeństwo. Wyrażając tylko człowieczeństwo Chrystusa, rozdziela się Jego dwie natury, przyznając jednocześnie Jego człowieczeństwu własną egzystencję, „niezależne życie”, traktując je jako oddzielną istotę. Tak więc, zdaniem ikonoklastów, ponieważ ikona nie jest zdolna wyrazić dwóch natur Chrystusa, nie sposób tworzyć ikony, nie sposób przedstawiać Boga-Człowieka dostępnymi ludziom środkami. Dlatego Eucharystia stanowi jedyną uznawalną ikonę Pana.

 

Ortodoksi natomiast, zachowując pełną świadomość rozdziału natury od osoby, wskazują inne wyjście, które całkowicie niweczy dylemat ikonoklastów. Ikona przedstawia nie tyle naturę, co osobę - wyjaśnia św. Teodor Studyta. Wyobrażając Pana naszego, nie wyraża się ani Jego Boskości, ani Jego człowieczeństwa, lecz Jego Osobę, która w sposób niepojęty łączy w sobie Jego dwie natury, nie mieszając ich i nie rozdzielając, według terminologii dogmatu chalcedońskiego .

 

Teoria ikonoklazmu w zasadniczych punktach nie zgadzała się więc z nauką Kościoła ortodoksyjnego. Już samo rozumie¬nie pojęcia „ikona” różniło je diametralnie. Dlatego też obie te strony nie mogły dojść do żadnego porozumienia. Co do argumentacji ikonoklastów, o niemożności przedstawienia Chrystusa, jest ona patetycznym dodatkiem do błędnej teorii o tym, co niewyobrażalne, jest roz¬darciem między „tym, co duchowe” a „tym, co pojmowalne zmysłami”, jest skutkiem niewystarczającej znajomości realiów ewangelicznej historii .

Poza przytoczonymi tutaj argumentami, ikonoklaści wysunęli wiele innych racji przemawiających za zniesieniem kultu ikon. „Nie ma również modlitwy - stwierdzają - która by uświęcała ikony, przekształcając je w obiekty święte. Toteż ikony pozostają przedmiotami pozbawionymi świętości i jakiejkolwiek innej wartości poza tą, którą im nadał malarz”, czyli poza wartością estetyczną, psychologiczną, historyczną itd.

 

Ojcowie zgromadzeni na Siódmym Soborze Powszechny odpowiadają na ten zarzut: „Wiele spośród przedmiotów, uznanych przez nas za święte, nie zostało uświęcone specjalną modlitwą, gdyż wypełnione są świętością i łaską już przez samo swoje imię. Toteż uważamy je za godne czci, składając na nich pocałunek. Choćby i sam życiodajny krzyż, mimo że nie został uświęcony specjalną modlitwą, przez nas został potraktowany jako godzien czci i nas uświęca. Tak więc ikono¬klaści powinni uznać sam krzyż za przedmiot zwyczajny, nie¬godny czci, gdyż nie został uświęcony specjalną modlitwą, albo też powinni uznać ikonę za świętą i godną czci” . Ikonokla¬ści nigdy jednak nie przestali czcić krzyża, co stanowi powa¬żną niekonsekwencję w świetle ich postawy wobec ikony.

Zdaniem Ojców Soboru, ikony są przepełnione łaską i świę¬tością ze względu na przyznane im specjalne miano świętych: „święte ikony”, jak i ze względu na to, że jest w nich łaska. „Boskość - stwierdza św. Teodor Studyta - uobecnia się w wizerunku krzyża i w innych przedmiotach sakralnych; przedmioty te nie są z Bożego ciała, lecz są uważane za święte ze względu na ich częściowe uczestnictwo w Boskości, na ich udział w chwale i czci”. Ikona jest uświęcona imieniem Boga oraz imionami osób pozostających w bliskości Boga, czyli świętych, wyjaśnia ze swej strony św. Jan Damasceński, i z tego też powodu otrzymuje łaskę Bożego Ducha .

Aby dogłębnie wyjaśnić pojmowanie ikony, a w ten sposób obalić wszystkie dotychczasowe błędne nauki przedstawione przez ikonoklastów, Ojcowie Siódmego Soboru Powszechnego opracowali teologię ikony. Sformułowania ich opierały się przede wszystkim na Piśmie Świętym: ze Starego Testamentu zacytowali Księgę Wyjścia (25,17-22) w której Bóg nakazuje, żeby na przebłagalni znalazły się podobizny cherubinów, i Księgę Liczb (7, 89), gdzie Bóg mówi do Mojżesza spośród cherubinów. Zacytowali również fragment wizji Ezechiela dotyczący świątyni z cherubinami (Ez 1, 5-25). Z Nowego Testamentu Ojcowie zacytowali list do Hebrajczyków (9, 1-5), czyli nowotestamentowy tekst o Arce Przymierza. Dalej następowały świadectwa patrystyczne św. Jana Chryzostoma, św. Grzegorza z Nyssy, św. Bazylego Wielkiego, św. Nila Synajskiego oraz inne, już tutaj cytowane, a także kanon 82 Soboru Piąto-Szóstego .

Następnie soborowi został przedłożony problem: jak należy czcić ikony? Opinie były podzielone: jedni, tak jak patriarcha Konstantynopola św. Tarazjusz, uważali, że ikony winny być obiektem czci w takim samym stopniu, co święte naczynia. Inni, jak na przykład przedstawiciele wschodnich patriarchów, twierdzili, że mają one takie samo znaczenie jak krzyż w związku z czym winny być czczone na równi z nim. Sobór przychylił się do opinii tych ostatnich.

Ojcowie uznali ikonoklazm za herezję i zdecydowali, że zarówno przez swoją herezję, jak i przez swoje praktyki, ikonoklazm powtarza błędy wszystkich poprzednich herezji, że jest sumą wielu herezji oraz wypaczeń. Ikonoklastów obłożono klątwą, a dzieła ich uległy konfiskacie. Z inicjatywy legata papieskiego pośrodku bazyliki Hagia Sophia umieszczona została ikona i wszyscy uroczyście oddali jej cześć .

Ojcowie oświadczyli, że sobór ikonoklastów, zwołany przez Konstantego Kopronima, nie był soborem powszechnym, gdyż nie przyłączył się doń żaden z kościołów lokalnych. Nie mógł również zaistnieć jako „siódmy sobór”, gdyż pozostawał w sprzeczności z sześcioma poprzednimi szczególnie z Soborem Piąto-Szóstym, który Ojcowie nazwali Szóstym Soborem Powszechnym. Według opinii Ojców sztuka sakralna odpowiada dogmatom chrześcijańskim i sam Bóg ją uświęcił, gdyż w Starym Testamencie wskazał ludzi, wyposażonych przez Niego w mą¬drość i specjalne umiejętności, zdolnych do przyozdobienia Arki Przymierza. 
Dwa ostatnie posiedzenia zostały poświęcone podsumowaniu ostatecznych decyzji, czyli tzw. horosowi Soboru, który formułował dogmat kultu ikon. Oto jego treść:

„Zachowujemy bez wprowadzenia jakichkolwiek zmian wszystkie zapisane czy nie zapisane tradycje kościelne, które dla nas zostały ustanowione. Jedną z nich jest sporządzanie wizerunków malowanych, gdyż pozosta¬je to w zgodzie z historią głoszenia Ewangelii w tym, co dotyczy wiary w prawdziwe, a nie ułudne Wcielenie Boga-Słowa, i w tym, co odpowiada naszym potrzebom. Bowiem rzeczy, które na siebie wzajemnie wskazują, bez wątpienia także siebie wzajemnie oznaczają.
Postępując jakoby królewskim traktem za boską nauką świętych Ojców i za Tradycją Kościoła - wiemy przecież, że w nim przebywa Duch Święty - orzekamy z całą dokładnością w trosce o wiarę, że powinny być przedmiotem kultu nie tylko wizerunki drogocennego i ożywiającego Krzyża, ale tak samo czcigodne i święte obrazy malowane, ułożone w mozaikę lub innym sposobem wykonane, które ze czcią umieszcza się w kościołach, na sprzęcie liturgicznym czy na szatach, na ścianach, na desce, w domach czy przy drogach, z wyobrażeniem Pana naszego Jezusa Chrystusa, Boga i Zbawiciela, świętej Bogarodzicy, godnych czci Aniołów oraz innych świętych i świątobliwych mężów. Im częściej bowiem wierni spoglądają na ich plastyczne wyobrażenie, tym bardziej są zachęcani do wspominania i miłowania prawzorów, do oddawania im czci i pokłonu chociaż nie adoracji, która według wiary należy się wyłącznie Bożej naturze. Hołd oddaje się przez ofiarowanie kadzidła i zapalanie świateł przed wizerunkiem drogocennego i ożywiającego Krzyża, świętych Ewangelii i innych świętych obrazów, jak to było pobożnym obyczajem przodków. Kult wizerunku skierowany jest bowiem do jego prawzoru, a kto składa hołd wizerunkowi, ten go skład Istocie, którą on przedstawia. Taka jest bowiem nauka naszych świętych Ojców, taka jest Tradycja Świętego Kościoła, głoszącego Ewangelię z jednego końca świata na drugi. Toteż naśladujemy Pawła, który mówił w Chrystusie, i cały boski krąg Apostołów, i wszystkich świętych Ojców, postępujących zgodnie z tradycjami, których i  my  przestrzegamy. 
Toteż postanawiamy, że wszyscy ci, którzy mają odwagę myśleć czy nauczać inaczej za przykładem szkodliwych heretyków lub pogardzać tradycjami kościelnymi i poddawać w wąt¬pliwość to, co uświęcone przez Kościół, czy będzie to Ewangelia, wizerunek krzyża, ikona czy relikwie świętych męczenni¬ków, albo żywić nieszczere, szkodliwe i przewrotne uczucie wobec tradycji Kościoła, a wreszcie ci, którzy ośmielą się przeznaczyć do codziennego użytku święte naczynia lub czcigodne klasztory, postanawiamy, że zostaną oni oddaleni, w przypadku biskupów czy kapłanów, a obłożeni klątwą, w przypadku zakonników czy świeckich”
 .

Ikonografia zatem należy do tradycji Kościoła, a wierni uznając ją „naśladują Pawła (...) i cały boski krąg apostołów”, jak to określił Sobór, gdyż „tradycja sporządzania wizerunków malowanych (...) istniała już w czasach, gdy apostołowie głosili Chrystusową naukę, co zauważa się choćby na przykładzie świątyń, a o czym także dają świadectwo święci Ojcowie i historycy, których pisma przetrwały po dziś dzień” . Inaczej mówiąc, ikonografia istniała już od początków chrześcijaństwa jako środek wyrażania Tradycji, środek przekazywania Bożego objawienia. Natomiast ikonoklazm, odrzucając jedną z tradycji (ikonografię), fałszował tym samym uświęconą Tradycje Kościoła.

Prawdziwa święta Tradycja może istnieć tylko w Kościele, który jest kontynuacją Zesłania Świętego Ducha, to znaczy tam tylko, gdzie łaska Świętego Ducha, który objawia prawdę i umacnia w niej lud wierzący, płynie nieprzerwanym strumieniem. Sobór pouczony przez Świętego Ducha obecnego w Kościele, ustanowił dogmat o kulcie ikon. Ikona ma być przedmiotem czci wiernych, ale nie prawdziwej adoracji (latreia), która należy się tylko Bogu, lecz czci (proskunisis), jaką otacza się Krzyż i Ewangelię; inaczej mówiąc, człowiek ma czcić obraz widzialny na równi z obrazem słownym.

Kult Ewangelii czy Krzyża nigdy nie został sformułowany dogmatycznie, gdyż nikt nigdy nie poddawał go w wątpliwość, ani w Kościele, ani nawet pośród heretyków. Co do wizerunku, Kościół stawiając czoło obrazoburstwu, zmuszony był usta¬nowić dogmat, by potwierdzić zarówno słuszność samego jego istnienia, jak i oddawanej mu czci.
Sobór stwierdza więc, że ikona, podobnie jak Pismo Święte, służy „potwierdzeniu prawdziwego, nie zaś złudnego Wcielenia Boga-Słowa”. To tutaj odnajduje się wyrażoną i po¬twierdzoną prawdę, znaną już z 82 kanonu Soboru Piąto-Szóstego ; ikona wynika z faktu Wcielenia. Przez swoje istnienie obala wszelkie abstrakcyjne poglądy na Wcielenie, zadaje kłam herezjom i błędom, które te poglądy zrodziły.

Poza tym, przytaczając słowa św. Bazylego Wielkiego, Sobór stwierdza, że „cześć oddawana wizerunkowi przechodzi na jego pierwowzór i ten, kto czci obraz, czci osobę tego, kogo on przedstawia”. Tak więc ikony służą jako pośrednik między osobą wyobrażoną a modlącym się ludem, jednocząc ich w łasce. Pomiędzy świętymi a wiernymi powstaje więź, kontakt. W świątyni, podczas liturgii, zgromadzenie wiernych przez ikonę i modlitwę liturgiczną wchodzi w łączność z Koś¬ciołem niebieskim, aby wraz z nim utworzyć jedność. Kościół uczestniczy w liturgii całą swoją pełnią: z aniołami, ludźmi żywymi i umarłymi, wreszcie z całym stworzonym światem. A gdy celebrans zapala kadzidło, w swoim geście łączy przedstawionych na ikonie świętych i zgromadzonych w świątyni wiernych, wyrażając przez to jedność Kościoła ziemskiego i Kościoła niebieskiego.

 

Postanowienia Siódmego Soboru Powszechnego zostały podpisane przez przedstawicieli całego Kościoła, w tym Kościoła rzymskiego . Po otrzymaniu akt soborowych papież Hadrian I polecił je przetłumaczyć na język łaciński. Było to tak niedokładne tłumaczenie, tak prymitywne, że w IX wieku pe¬wien rzymski uczony, bibliotekarz Anastazy, stwierdził, że nie sposób go odczytać i sporządził nową wersję. Niestety, pierw¬sze tłumaczenie wywołało wiele opłakanych w skutkach nie¬porozumień. W nim miał swe źródło ikonoklazm, zresztą dość umiarkowany, Karola Wielkiego. Jeden z podstawowych błędów tego tłumaczenia dotyczył samego dogmatu o kulcie ikon, stosunku wobec świętego wyobrażenia. Wszędzie tam, gdzie w języku greckim użyto wyrazu proskunesis, w tłumaczeniu łacińskim stosowano adoratio. Proskunesis oznacza uwielbie¬nie, a nie prawdziwą adorację, a przecież Sobór podkreśla, że postawa wobec ikony ma być postawą uwielbienia, lecz nie prawdziwej adoracji (latreia), która należy się samemu Bogu.

 

Bilans ikonoklazmu ocenia się jako brzemienny w skutki. Podczas tego okresu zniszczone zostało wszystko to, co zniszczone być mogło, i dlatego tak niewiele ikon z epok wcześ¬niejszych przetrwało do czasów współczesnych. „Wszędzie tam, gdzie znajdowały się obrazy - notuje świadek tamtych czasów - niszczono je, paląc, zrywając ze ścian lub zamalowując”. „Mozaiki - stwierdza inny - wyrywano ze ścian: te, które były namalowane kolorowym woskiem - zdrapywano; wszelkie piękno znikło z wnętrza kościołów”. Do najbardziej oddalonych prowincji wysyłano urzędników, by niszczyli dzieła sztuki sakralnej. Wielu ortodoksów torturowanych, więzionych, straciło życie, a ich dobra uległy konfiskacie. Inni zmuszeni byli udać się na wygnanie do odległych prowincji. W gruncie rzeczy skutki ikonoklazmu przybrały rozmiar ka¬tastrofy. W przypadku Kościoła katastrofa ta przerodziła się jednak w jego triumf. Przed okresem ikonoklazmu ortodoksi niejednokrotnie nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia sztuki sakralnej. Ale gwałtowność prześladowań i wytrwałość wyzna¬wców w uwielbieniu dla ikon raz na zawsze potwierdziły do¬niosłość sztuki sakralnej. Pomimo wszystkich prześladowań i okrucieństw, pomimo dekretów cesarzy ikonoklastów pod¬pisywanych przez patriarchów, pomimo tak szerokiego grona biskupów obrazoburców, którzy obecni byli na soborze w 754 roku w liczbie 338, pomimo obłożenia klątwą wszystkich czci¬cieli i twórców ikon, a także tych, którzy zachowali je w swo¬ich domach, lud wierzący nigdy nie zrezygnował z kultu wi¬zerunków. Ani zakonnicy, najbardziej zagorzali obrońcy ikon, ani wierni nie podporządkowali się ślepo temu, co można by uznać za zakaz Kościoła, gdyż wiedzieli, na co Kościół może, a na co nie może się godzić. „Celem naszym - pisał św. Jan Damasceński - jest wyciągnąć dłoń w stronę uciskanej prawdy”. W ogniu walki Kościół odnalazł słowa zdolne wyrazić bogactwo i głębię swojej nauki. Jego wiara stanowi skarb, którego cząstka przypadła w udziale także ludziom epoki współczesnej, a który obecnie nabiera szczególnego znaczenia .

 

Katastrofa, jaką stało się obrazoburstwo, zmusiła Kościół do podjęcia największego wysiłku, zaangażowania wszystkich możliwych środków oddziaływania, krwi męczenników i wy¬znawców, doświadczenia duchowego i mądrości Ojców apologetów, niezachwianej wiary ortodoksyjnego ludu, zdecydowa¬na i odwagi ortodoksyjnych biskupów. Był to rzeczywiście wspólny wysiłek całego Kościoła. 
Stawką w tej walce nie była ani sztuka, ani dekoracyjna czy dydaktyczna rola ikony; nie chodziło tutaj także o jakąś „superstrukturę” teologiczną lub dyskusję o tradycjach czy o ja¬kimś chrześcijańskim obyczaju. Stawką w tej walce było wy¬znawanie w prawdzie dogmatu o Wcieleniu, czyli antropologia chrześcijańska. „Była to dyskusja ściśle dogmatyczna, w której objawiły się głębie teologiczne” .

 

Dogmat o Bożym Wcieleniu ma dwa zasadnicze aspekty: „Bóg stał się Człowiekiem po to, aby człowiek mógł stać się bogiem”. Z jednej strony, Bóg przybywa na świat, uczestniczy w jego historii, „mieszka pośród nas”; z drugiej, celem i sensem tego Wcielenia jest przebóstwienie człowieka, a przez to przebóstwienie - przeistoczenie całego stworzenia, ustano¬wienie Królestwa Bożego. Kościół jest na tym ziemskim świe¬cie zalążkiem „Królestwa, które ma nastać” i na tym polega jego racja bytu. Dlatego wszystko w nim się skupia: wszelkie życie, wszelkie działanie, każdy przejaw ludzkiej twórczości, w tym także twórczości artystycznej. 
Obrazoburstwo, zarówno swoją nauką, jak i swoimi praktykami, podkopywało podstawy tej zbawczej misji Kościoła. W teorii ikonoklazm nie odrzucał dogmatu o Wcieleniu. Prze¬ciwnie, nienawiść do ikony usprawiedliwiali ikonoklaści przy¬wiązaniem właśnie do tego dogmatu. W rzeczywistości jednak sprawy miały się odwrotnie: negując ludzki obraz Boga, swoją negację rozszerzali oni na uświęcanie materii w ogóle. Odrzucali przez to wszelką świętość ziemską i zaprzeczali samej możliwości uświęcenia, przebóstwienia człowieka. Jednym słowem, odrzucając konsekwencje Wcielenia, czyli uświęcenie świata materialnego i widzialnego, ikonoklazm podcinał ko¬rzenie całej struktury zbawienia. Wcielenie Słowa traciło swój sens. „Ten, kto myśli podobnie jak ty - mówił św. Grzegorz w swej dyskusji z biskupem obrazoburcą - bluźni przeciwko Synowi Bożemu i nie uznaje Jego dzieła w ciele”. Odrzuca¬jąc wizerunek chrześcijaństwo stawało się teorią abstrakcyjną, „odcieleśniało się”, jeżeli można tak powiedzieć, sprowadzało się do wymiaru starej herezji doketyzmu - dawno już obalonej. W związku z tym nie należy się dziwić, że z ikonoklazmem wiązała się ogólna laicyzacja Kościoła, sekularyzacja wszystkich dziedzin życia i dziedziny właściwej samemu Koś¬ciołowi; jego strukturę wewnętrzną pogwałciła władza świecka. Świątynie tonęły w powodzi malowideł świeckich, do obrządku wprowadzono świecką muzykę i świecką poezję. Dlatego też, broniąc ikony, Kościół bronił nie tylko podstawy wiary chrześcijańskiej, Bożego Wcielenia, ale przy tej okazji także sensu swego istnienia; walczył przeciwko własnej dezintegracji pośród żywiołów tego świata. U podstaw tej walki „leżał fakt, że chodziło tutaj przede wszystkim o obronę samej orto¬doksji”.

Ikonoklazm zamyka serię wielkich herezji okresu chrystologicznego. Każda z nich była wymierzona w taki czy inny as¬pekt boskiej struktury, w zbawienie następujące przez Wcie¬lenie Boga. Ikonoklazm natomiast atakował nie jeden konkretny aspekt, lecz strukturę zbawienia w całości. I podobnie jak ta złożona herezja przedstawiała się jako generalna batalia przeciwko całej nauce ortodoksyjnej, tak i ponowne usta¬nowienie kultu ikon nie było zwycięstwem jednostkowym, lecz zwycięstwem całej ortodoksji. Kościół raz jeszcze zatriumfował i będzie jeszcze triumfować nad różnymi herezjami. Ale tylko jedno zwycięstwo, właśnie zwycięstwo nad ikonoklazmem, zostało uroczyście obwołane Triumfem Ortodoksji.

 

ks. Andrzej Dudra

Przeczytaj pozostałą część wpisu »

O Krzyżu Świętym

Opublikowany 2007/09/25

 27 września Cerkiew Prawosławna uroczyście wspomina święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego – Wozdwiżenije Czesnaho i Żywotworiaszczeho Kresta Hospodniaho. Jest to drugie, nieruchome święto, z liczby 12-tu Wielkich Świąt w Cerkwi Prawosławnej. Ustanowione zostało ono na pamiątkę, dwóch ważnych wydarzeń, związanych z losami Krzyża Chrystusowego oraz dla umocnienia tradycyjnego kultu Krzyża Świętego.

Ikona święta Podwyższenia Krzyża Pańskiego

 

            Krzyż, na którym powieszony był Jezus Chrystus, przez przeszło 300 lat spoczywał w ziemi, a na miejscu kaźni – Golgocie wznosiła się pogańska świątynia ku czci Wenery. W IV wieku, za panowania pobożnego cesarza Konstantyna Wielkiego do Jerozolimy przybyła jego matka, cesarzowa Helena. Po dłuższych poszukiwaniach, odkopane zostały trzy krzyże. Cud uzdrowienia chorej kobiety, a według innego przekazu – wskrzeszenia zmarłego, pozwolił ustalić, który z odnalezionych krzyży, jest krzyżem Chrystusowym. W obecności patriarchy Makarego, Krzyż podniesiono i ukazano tłumom wiernym, na cztery strony świata. To wydarzenie, ożywiło kult Krzyża i posłużyło ustanowieniu święta Podwyższenia Krzyża Pańskiego. Od roku 335 obchodzono je, nie w drugim dniu Wielkanocy, lecz właśnie 27 września. Powyższe wydarzenia, wzmogły zainteresowanie teologów Krzyżową Ofiarą Chrystusa, jak również ożywiła się pobożna pamięć, o męce i sensie cierpień Chrystusa. Podwyższenie Krzyża Pańskiego, jest dla wiernych wezwaniem do uczestnictwa w Krzyżu Chrystusowym i do naśladowania Go w całym swoim życiu.

 

            Krzyż, towarzyszy prawosławnemu chrześcijaninowi od narodzin, aż do śmierci. Jest drogowskazem, znakiem zbawienia i zwycięstwa nad grzechem w samym sobie i otaczającym nas świecie. Krzyż na mogiłach zmarłych, zapewnia nas o przyszłym naszym zmartwychwstaniu. On także zakończy, według słów samego Chrystusa, nasze ludzkie losy i losy całego świata, gdy, ukaże się na Niebie znak Syna Człowieczego.

 

            W przeddzień, tego wielkiego święta, odprawiane jest całonocne czuwanie. W stichirach na wieczerni, mowa jest o tym, że męka Chrystusa uśmierciła szatana, że jad węża, zmyty został krwią Samego Zbawiciela. W Starym Testamencie, figurą krzyża było błogosławieństwo patriarchy Jakuba skrzyżowanymi rękoma. W dniu Podwyższenia, spełniło się proroctwo Dawida o hołdzie złożonym „podnóżkowi nóg Zbawiciela”.

 

            W paremijach, opisany jest cud uczynienia przez Mojżesza gorzkiej wody w słodką przez zanurzenie w niej pewnego drzewa. W drugiej paremii, zawarta jest pochwała mądrości, która nazwana jest „drzewem życia” jaka cenniejsza jest od wszelkich kosztowności. W trzeciej paremii, brzmi proroctwo Izajasza o wielkości i sławie Jerozolimy.

 

            W kanonie utrenii, wielokrotnie podkreślana jest moc Krzyża jako źródła błogosławieństwa i uświęcenia. Już w Starym Testamencie, Bóg wspominał o zbawczej sile Krzyża Świętego. Krzyż, narysował drewnianą laską Mojżesz, przy przejściu przez wybrany naród Morza Czerwonego. Krzyż, stał się wtedy zbawieniem dla Izraela, a zgubą dla faraona i jego wojska. Pastorał Aarona, który zakwitł stał się też symbolem Krzyża Świętego, także prorok Jonasz wewnątrz wieloryba złożył ręce na krzyż i po trzech dniach stamtąd się wyzwolił, podobnie jak Chrystus, zmartwychwstał z grobu po trzech dniach. Pełen mistycznej symboliki jest irmos 9 pieśni kanonu: „Tajemniczym rajem jesteś Bagarodzico, albowiem (raj) bez uprawy wydał Chrystusa, przez Którego życiodajne na ziemi zostało posadzone drzewo. Przeto dzisiaj, gdy jest podwyższane, kłaniając się mu, Ciebie wychwalamy”. O ile znaki i figury Krzyża już w Starym Testamencie przynosiły pomoc, uzdrowienie i zwycięstwo nad wrogami, to w Nowym Testamencie, moc Krzyża wielokrotnie chroni ludzkość od wszelkiego zła.

 

            W pochwale tego święta czytamy: „Krzyż jest orędownikiem całego świata, Krzyż jest pięknem Cerkwi, krzyż jest dla wiernych opoką, Krzyż jest dla aniołów chwałą i dla demonów porażeniem”.

 

             Osobliwością święta, jest obrzęd wyniesienia Krzyża Świętego, na środek cerkwi oraz jego Podwyższenia. Na utrenii, po „wielikom sławosłowii”, kapłan w pełnym komplecie szat liturgicznych, bierze ze św. Ołtarza ozdobiony kwiatami Krzyż, kładzie Go na głowę, i wynosi na środek cerkwi. Chór śpiewa troparion święta: „Zbaw, Panie, lud Twój, i pobłogosław dziedzictwo Twoje, zwycięstwem prawowiernych, nad przeciwnikami obdarzaj, i przez Krzyż Twój ochraniaj społeczność Twoją”. Kapłan okadza Krzyż i wraz z wiernymi składa przed nim pokłon ze słowami: „Krzyżowi Twojemu kłaniamy się Władco, i Święte Zmartwychwstanie Twoje sławimy”. W świątyniach katedralnych, sprawowany jest specjalny obrzęd Podwyższenia Krzyża. Biskup, stojąc na katedrze na środku świątyni, unosi i opuszcza Krzyż ku wschodowi, następnie na zachód, południe, północ i ponownie na wschód. Obrzęd ten za każdym razem poprzedza litania, złożona z pięciu próśb, po których chór 100-razy śpiewa „Panie zmiłuj się”. Podczas, gdy wierni składają hołd krzyżowi, chór śpiewa: „Przyjdźcie wierni życiodajnemu drzewu oddajmy pokłon, na nim bowiem Chrystus Król chwały dobrowolnie rozłożył ręce ... ciebie dzisiaj ze strachem chrześcijanie całując, na tobie przygwożdżonego Boga wychwalamy”.

           

             Podczas Boskiej Liturgii, czytany jest prokimen „Woznositie Hospoda Boha naszeho i pokłaniajtesia podnoziju nohu Jeho jako swiato jest”. Jest to wezwanie do wywyższenia Boga i złożenia hołdu podnóżkowi nóg Jego, czyli św. Krzyżowi. Fragment lekcji Apostolskiej zaczerpnięty został z listu Ap. Pawła do Koryntian (1 kor. 1,18-24) i mówi o Krzyżu, który jest dla pogan głupstwem, ale dla wierzących jest on najwyższa mądrością, „skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto spodobało się Bogu, zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie”. Ewangelia tego dnia relacjonuje przebieg ukrzyżowania Jezusa Chrystusa, oddanie Bogurodzicy pod opiekę ulubionego ucznia oraz o wypełnieniu proroctw i śmieci Zbawiciela. Zamiast pieśni do Bogurodzicy „Dostojno jest” w tym dniu śpiewa się zadostojnik tj. irmos 9 pieśni kanonu utrenii z przyśpiewem: „Wielbij duszo moja, Przeczysty Krzyż Pański”.

           

             Święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego, jest dniem postnym, w związku z tym, że wspominamy ukrzyżowanie i śmierć Chrystusa. Adoracja Świętego Krzyża przez wiernych odbywa się przez 8 dni. W dzień oddania święta po „odpuście” św. Liturgii kapłan wnosi św. Krzyż do ołtarza.

 

             Krzyż który jest drogowskazem dla wierzącego człowieka niech będzie dla nas upragnioną rzeczą, z której otrzymujemy uleczenie duszy i ciała oraz wszelkiej choroby. Starajmy się go witać z radością i bojaźnią. Z bojaźnią z powodu grzechu, jako niegodni, z radością zaś z powodu zbawienia, które daje światu przygwożdżony na nim Chrystus Bóg, mający wielkie miłosierdzie dla rodzaju ludzkiego.

 

Ks. Andrzej Dudra


Przeczytaj pozostałą część wpisu »

MODLITWA JEZUSOWA

Opublikowany 2007/08/15

 “Kiedy się modlisz — powiadał jeden z ascetów — musisz milczeć, niechaj modlitwa twoja przemawia za ciebie". Wydaje się, że najtrudniej jest osiągnąć milczenie podczas modlitwy, a to stanowi jej najistotniejszy element. Milczenie jest zjawiskiem pozytywnym, jest to stan czasowej przerwy w mowie, ukierunkowanie się ku przyszłości, a przede wszystkim słuchanie Kogoś. Hezychasta — człowiek, który osiągnął wewnętrzne milczenie — stawał się tym, kto słuchał. Wsłuchiwał się w głos modlitwy swego serca, uświadamiał sobie, że nie jest to jego własny głos, a głos Kogoś Innego, kto do niego przemawiał.


W celu lepszego zrozumienia prawidłowego stosunku pomiędzy modlitwą i milczeniem przeanalizujmy cztery krótkie definicje. Pierwsza pochodzi ze słownika teologicznego, według którego modlitwa to uroczysta prośba skierowana do Boga; formuła, której używamy w odniesieniu do Boga. Modlitwa pojmowana jest tutaj jako rzeczywistość wyrażona przez słowa, jako akt zwrócenia się do Boga, aby spełnił określoną prośbę. W tym przypadku pominięty zostaje element wewnętrzny modlitwy, a wyeksponowany jej element zewnętrzny.

Autorem drugiej definicji jest św. Teofan Zatwornik (1815-1894). Nauczał on, że “modlitwa jest to nieprzerwane stanie przed Bogiem z umysłem w sercu, tak w dzień jak i w nocy, aż do końca życia". Tego rodzaju modlitwa nie jest prośbą zwróconą do Boga, lecz aktem, w którym nie ma miejsca na słowa. nie jest to chwilowe działanie, ale ustawiczne przebywanie przed Bogiem, które nie ma końca. Modlić się — to trwać przed Bogiem, wstępować w bezpośredni z Nim kontakt. Oznacza to, że wszystkie elementy naszego bytu przeniknięte są świadomością, że jesteśmy w Bogu i On przebywa w nas. W powyższych definicjach modlitwy zwrócono uwagę na fakt czynnego działania człowieka w relacji do Boga.

W osobistym modlitewnym kontakcie nie człowiek, a nade wszystko Bóg przejmuje inicjatywę i Jego działanie jest tutaj zasadnicze. Prawdę tę mocno podkreślał św. Grzegorz z Synaju (t 1346): “Modlitwa — to jest Bóg. I On dokonuje w ludziach wszystkiego tego, co jest dobre". Utożsamienie modlitwy z Bogiem to wskazanie, że najważniejsze jest to, czego dokonuje we mnie sam Stwórca. “Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus" (Ga 2,20). Drogę modlitwy wewnętrznej określił jasno św. Jan Chrzciciel w słowach o Mesjaszu: “On ma wzrastać, a ja mam się umniejszać" (J 3,30). W tym sensie modlić się — to milczeć. Ty musisz milczeć, aby modlitwa mówiła od siebie samej, a dokładniej, pozwól — niechaj mówi Bóg. Prawdziwa wewnętrzna modlitwa oznacza przerwanie własnej mowy i wsłuchiwanie się w głos Boga. Boska Liturgia rozpoczyna się słowami, które wygłasza diakon: “Czas działania Pana". Jest to właściwy stan chrześcijanina w czasie modlitwy, nie tylko takiej, jaką jest Eucharystia, ale podczas każdej innej modlitwy — powszechnej i indywidualnej.

Czwarta definicja modlitwy, pochodząca również z pism św. Grzegorza z Synaju, jeszcze bardziej podkreśla sens działania Boga wewnątrz nas. “Modlitwa — powiada on — jest uzewnętrznieniem Chrztu". Oczywiście, Bóg w Swym działaniu nie jest ograniczony przez Chrzest; jest On obecny i oddziaływuje wśród wszystkich ludzi stworzonych na Jego obraz i podobieństwa). Obraz ten zaciemniony przez grzech został odnowiony i doprowadzony do stanu pierwotnego dzięki sakramentowi Chrztu, w którym działa Jezus Chrystus i Duch Święty. Prawdziwa modlitwa oznacza uzewnętrznienie się w życiu chrześcijanina łaski Ducha Świętego.

Jednym ze sposobów rozpoczęcia duchowej podróży jest wzywanie Imienia Bożego: “Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną 
grzesznym". Jasne, że nie jest to jedyny sposób. Bez wolności i wzajemnego zaufania nie ma wzajemnych kontaktów pomiędzy ludźmi. To samo dotyczy modlitwy wewnętrznej. Nie posiadamy niezmiennych kanonów, które można by uważać za niezbędne dla wszystkich, pragnących się modlić; podobnie nie ma mechanicznej techniki cielesnej czy duchowej, przy pomocy której udałoby się “zmusić" Boga, aby objawił Swą obecność. Jego łaskę otrzymujemy jako wolny dar i nie możemy jej zdobyć w sposób automatyczny przy pomocy jakiejś techniki i metody. Spotkanie Boga z człowiekiem w szerokim królestwie serca dokonuje się na wiele różnych sposobów.

W Kościele prawosławnym mamy uduchowionych ludzi, którzy o modlitwie Jezusowej mówią mało, albo zupełnie nic. Jednak modlitwa ta poprzez całe pokolenia wiernych była jedyną drogą prowadzącą do wiecznego szczęścia. I to nie tylko dla chrześcijan prawosławnych. W spotkaniu prawosławia z Zachodem w latach sześćdziesiątych naszego stulecia żaden inny element bogactwa naszego Kościoła nie wzbudził tak wielkiego zainteresowania jak modlitwa Jezusowa i żadna inna książka nie odbiła się tak szerokim echem jak Szczere opowieści pielgrzyma przedstawione jego ojcu duchownemu (Otkrowiennyje rasskazy stronnika duchownemu swojemu otcu — Kazań 1870). Dzieło to, doczekało się wielkiego zainteresowania i wydań w kilkunastu językach.

Powstaje pytanie, czym wyjaśnić tak wielkie znaczenie i wpływ modlitwy Jezusowej? Wskazać trzeba na jej cztery zasadnicze momenty: prostotę i elastyczność, celowość i pełnię, moc Imienia oraz duchową dyscyplinę stałego jej odmawiania. Rozpatrzmy je po kolei.


Prostota i elastyczność modlitwy Jezusowej

Wzywanie Imienia Jezusowego jest modlitwa bardzo prostą, dostępną dla każdego chrześcijanina. Jednocześnie prowadzi ona do najgłębszych tajników widzenia (es. sozercania} kontemplacji, medytacji. Do ćwiczenia się w modlitwie Jezusowej niezbędne jest przewodnictwo “starca" (duchowego przewodnika). Ci, którzy nie mają związku ze starcem, mogą praktykować modlitwę tylko przez pewien okres czasu, początkowo, nie dłużej niż 10-15 minut. Nie jest potrzebna żadna specjalna wiedza na początku praktykowania modlitwy Jezusowej — wystarczy zdecydować się i rozpocząć. W tym celu, abyśmy mogli chodzić, należy zrobić pierwszy krok. Abyśmy mogli pływać, należy rzucić się do wody. Podobnie też jest z wzywaniem Imienia Bożego. “Rozpocznij wymawiać Imię Boże z miłością i ubóstwieniem. Uczyń Je sobie przyjacielem. Nie rozmyślaj, w jaki sposób je wzywasz, myśl tylko o Imieniu. Wypowiadaj, to Imię cicho i spokojnie" — stwierdza św. Symeon Nowy Teolog.

Formuła modlitwy jest łatwa do zapamiętania. Brzmi ona: “Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się". Istnieje również rozszerzona wersja: “Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznym". W drugiej wersji ostatnie słowa mają charakter pokutny.

Elastyczność modlitwy Jezusowej powiązana jest również z warunkami, w jakich jest odmawiana. Praktykować ją można w sposób “swobodny" jak również “określony". Zależy to od naszej codziennej pracy i jej rozkładu w czasie. Modlitwę Jezusową wymawia się zarówno w momentach, kiedy duchowo jesteśmy zagubieni, jak i wówczas, gdy zajmujemy się sprawami domowymi, idziemy, jedziemy, stoimy w kolejce, w czasie bezsenności. Modlitwa Jezusowa jest wielką pomocą w chwilach napięć, stresów i zatroskania. Swoboda zachowania się podczas praktykowania modlitwy Jezusowej umożliwia nam ustawiczne wypełnianie zalecenia św. Pawła: “[...] nieustannie się módlcie" (1Tes 5,17). Czy jest to możliwe, skoro mamy wiele innych obowiązków? Biskup Teofan Zatwornik wskazuje na metodę w swoim powiedzeniu: “Rękoma pracuj, a rozumem i sercem bądź z Bogiem".

W związku z tym, ze praktykując modlitwę Jezusową często wymawiamy Imię Boże bez względu na to, gdzie się znajdujemy, mamy możliwość ciągłego obcowania z naszym Stwórcą. Brat Wawrzyniec — karmelita — był bardziej zjednoczony z Bogiem podczas swoich codziennych zajęć, aniżeli podczas praktyk religijnych. “Wielką jest pomyłką — mówił — jeżeli uważa się, że czas modlitwy powinien być inny od czasu pracy, mamy bowiem w jednakowy sposób być zjednoczeni z Bogiem przez pracę, w miejscu pracy, jak i przez modlitwę". Ten “swobodny" sposób praktykowania modlitwy Jezusowej znajduje uzupełnienie w sposobie “określonym", kiedy całą naszą uwagę kierujemy na wymawianie tej modlitwy z wyłączeniem wszelkiego zewnętrznego działania. I tutaj nie znamy jakichkolwiek określonych przepisów. W praktyce prawosławnej modlitwa Jezusowa odmawiana jest przeważnie w pozycji stojącej lub klęczącej, a w czasie choroby — leżącej. Najlepiej praktykować ją w odosobnieniu, przed ikoną, w półmroku. Pomocne są przy tym pokłony i czotki, które trzymamy w ręku; nie służą nam one do liczenia, lecz sprzyjają skupieniu i wejściu w prawidłowy rytm.

Starzec Sylwan ze Świętej Góry (1866-1938) zwracał także uwagę na ilość i częstotliwość odmawiania modlitwy Jezusowej. Określał stopniowanie modlitwy od 3000 do 6000 i 12000 razy. Liczba powtórzeń odgrywa ważną rolę, oddziaływuje bowiem na wewnętrzny stan człowieka. Starzec oczekuje od swojego ucznia posłuszeństwa i gotowości wykonania jego zaleceń bez jakichkolwiek sprzeciwów. Natomiast biskup Teofan Zatwornik radzi zupełnie coś innego: “[...] nie licz, ile razy wypowiedziałeś modlitwę Jezusową. Troszcz się natomiast o to, by wychodziła ona z twojego serca z życiodajną mocą, jako ze źródła wody żywej. Niszcz w swym sercu wszelką myśl o jej liczbie".

Modlitwę Jezusową praktykować można w grupach, choć najczęściej odmawiana bywa indywidualnie. Słowa tej modlitwy mogą być wymawiane na głos lub cicho. W wymawianiu ich nic może być czegokolwiek sztucznego. Starzec Parteniusz z Kijowa utożsamiał wypowiadanie słów modlitwy Jezusowej z rytmem bicia źródlanej wody. Stąd wniosek, że modlitewne przyzywanie Imienia jest dostępne dla wszystkich. Każdy z nas może je praktykować na każdym miejscu i o każdej porze. Dostępna jest ona dla początkującego i dojrzałego duchowo — pustelnika czy mieszkańca miasta, w zupełnej ciszy i pośród gwaru.


Treść modlitwy Jezusowej

Teologicznie udokumentowano, że modlitwa Jezusowa zawiera w sobie “całą naukę Ewangelii", jest “Ewangelią w skrócie". W tej krótkiej formule modlitewnej kryją się dwie zasadnicze prawdy wiary chrześcijańskiej — o Wcieleniu Jezusa Chrystusa i Przenajświętszej Trójcy. Na początku jest w niej mowa o dwóch naturach w Chrystusie jako Bogoczłowieku. Jezus jest wzywany imieniem ludzkim, które otrzymał od Swojej Matki Maryi po narodzeniu się w Betlejem. Następnie jest odniesienie do Jego Boskiej natury — nazywa się Go bowiem Panem i Synem Bożym. Modlitwa Jezusowa zawiera w sobie Imiona trzech Osób Trójcy Świętej. Chociaż skierowana jest do Drugiej Osoby — Jezusa Chrystusa — wskazuje na Boga Ojca; Chrystus bowiem nazwany jest tu Synem Bożym. Duch Święty także jest obecny w modlitwie, gdyż nikt nie może wzywać Pana Jezusa inaczej, jak tylko w Duchu Świętym (por. l Kor 12,3). Można więc stwierdzić, że modlitwa Jezusowa zawiera w sobie naukę chrystologiczną i trynitarną.

W modlitwie Jezusowej odnajdujemy dwa bardzo ważne momenty chrześcijańskiej ascezy: moment “theosis" — przebóstwienia, tj. patrzenia ku górze, ku chwale Boga i wznoszenia się do Niego na skrzydłach miłości, oraz moment pokutny — świadomość swej niegodziwości i grzeszności. Dzięki temu trwanie w modlitwie Jezusowej umożliwia zarazem wzlot i zstępowanie ku rzeczywistości. W pierwszej części tej modlitwy wznosimy się ku Bogu: “Panie Jezu Chryste, Synu Boży", zaś w drugiej części zniżamy się do postawy pokory: “zmiłuj się nade mną grzesznym". “Ci, którzy doświadczyli darów Ducha Świętego, zdolni są przeżyć dwie zasadnicze prawdy, a mianowicie — w tym samym czasie doznawać radości i pocieszenia oraz strachu i bojaźni" nauczał św. Makary Wielki. Taka jest wewnętrzna dialektyka modlitwy Jezusowej.


Moc Imienia

“Imię Syna Bożego jest tak wielkie i bezgraniczne, że zawiera wrobię cały wszechświat" — czytamy w Pasterzu Hermasa. Skoro powyższe słowa są prawdą, to nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć znaczenia modlitwy Jezusowej w duchowości prawosławia, jeżeli nie odczujemy wewnętrznej mocy w samym Imieniu Boga. Modlitwa Jezusowa jest owocniejsza aniżeli inne wezwania modlitewne właśnie dlatego, że zawiera Imię Boże.

W Starym Testamencie i wielu kulturach świata zauważyć można rzeczywiste utożsamienie duszy człowieka z jego imieniem. Cała osobowość człowieka oraz jego wszystkie właściwości i energie zawarte są w imieniu, jakie nosi. Poznanie czyjegoś imienia jest równoznaczne z posiadaniem w swej świadomości jego charakteru, zachowania się, a nierzadko wiąże się ze sprawowaniem nad nim kontroli. Z tego powodu tajemniczy głos nad brodem Jabboku pyta o imię (por. Rdz 32,28-29). Podobny pogląd wyrażony jest w odpowiedzi anioła Manoachowi: “Dlaczegóż to pytasz o moje imię? Jest ono tajemne" (Sdz 13,18). Zmiana imienia oznacza zmianę w życiu człowieka, np. Abram na Abraham (por. Rdz 17,5), Jakub zostaje Izraelem (por. Rdz 32,28-29), a Szaweł otrzymuje imię Paweł (por. Dz 13,9). Również mnich przy składaniu ślubów zakonnych otrzymuje nowe imię. Nie sam je wybiera, ale zostaje mu ono nadane przez przełożonego, co oznacza zasadniczą odnowę, poprzez którą przechodzi.

W tradycji żydowskiej czynić cokolwiek w imię drugiego człowieka, wzywać jego imię jest traktowane jako akt o wielkim znaczeniu. Wzywać imię określonej jednostki oznacza czynić ją obecną. Imię ożywia, kiedy je ktoś wymawia. Imię łączy się z duszą, którą oznacza; dlatego tak wielkie znaczenie posiada wymawianie imienia. Prawda ta w jeszcze w większym stopniu odnosi się do Imienia Bożego. Moc i chwała Boża są obecne i aktualne w Jego Imieniu. Imię Boże jest zawsze z nami. Właśnie taki jest sens Imienia Emmanuel — “Bóg z nami". Uważnie i świadomie wzywać Imię Boże oznacza być w Jego obecności, otworzyć się na przyjęcie Jego energii, przynieść siebie jako narzędzie i żywą ofiarę w Jego ręce. Uświadomienie sobie wielkości Imienia Bożego w późniejszym judaizmie było tak wielkie, iż tetragramu (czterech liter Imienia Bożego) nie wymawiano na głos. Imię Najwyższego uważano za coś strasznego. Takie rozumienie Imienia Bożego przechodzi ze Starego do Nowego Testamentu. Szatan był wypędzony mocą Imienia Jezusa. W Imię Jezusa uzdrawiani byli ludzie, bowiem Imię Jego jest mocą. Potwierdzają to teksty Pisma Świętego. W Modlitwie Pańskiej wypowiadamy słowa: “[...] święć się Imię Twoje". Chrystus na Ostatniej Wieczerzy pozostawił obietnicę: “O cokolwiek prosicie Ojca w Imię moje, da wam (J 16,23). Św. Piotr głosił, iż zbawienie zawarte jest w “Imieniu Jezusa Chrystusa" (Dz 4,10). “Nie ma bowiem poza Nim zbawienia, gdyż na świecie nie ma innego imienia danego ludziom, dzięki któremu moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12). W hymnie św. Pawła o Chrystusie czytamy: “Dlatego też Bóg wywyższył Go ponad wszystko i darował Mu Imię, które jest ponad wszelkie imię, aby na Imię Jezusa zginało się każde kolano w niebie, na ziemi i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca" (Flp 2,9-11). Z Apokalipsy dowiadujemy się o nowym tajemniczym imieniu, którego nikt nie zna, tylko ten, kto je otrzymuje (por. Ap 2,17).

Teksty biblijne potwierdzające znaczenie czci Imienia Bożego są niezmiernie ważne dla zrozumienia istoty i treści modlitwy Jezusowej. Imię Boże powiązane jest treściowo z Jego Osobą (Hipostazą). Stąd też wzywanie Najświętszego Imienia ma charakter sakramentalny, służąc jako rzeczywisty znak Jego niewidzialnej obecności i działania. Dla człowieka wiary dzisiaj, tak jak w czasach apostolskich. Imię Jezusa jest mocą. Dwóch starców z IV w., a mianowicie św. Barsabas i św. Jan nauczało, że “Pamięć o Imieniu Bożym całkowicie niszczy wszelkie zło". Odpędzajcie swoich nieprzyjaciół Imieniem Jezusa — zachęca św. Jan Klimak — poza Nim nie ma bowiem mocniejszej broni, ani na niebie, ani na ziemi.

Imię jest mocą, ale samym mechanicznym jego wyznawaniem niczego nie osiągniemy. Modlitwa Jezusowa nie jest jakimś magicznym aktem. Podobnie jak w każdym sakramencie, tak i w od niesieniu do człowieka — członka Kościoła — wymagana jest współpraca z Bogiem poprzez aktywną wiarę i wysiłki ascetyczne (cs. podwigi).

Jesteśmy powołani, aby wzywać Imię Jezusa w napięciu ducha, sercem wnikając w treść stów modlitwy, świadomi, kim jest Ten, ku któremu się zwracamy i którego głos słyszymy w naszych sercach. Tego rodzaju aktywna modlitwa nigdy nie jest łatwa w stadium początkowym, dlatego Ojcowie Kościoła słusznie określają ją jako utajone męczeństwo. Św. Grzegorz Synaita często nauczał o “aktywności w pracy" niezbędnej do tego, by iść drogą Imienia. Nie jest to łatwa droga, więc ten, kto na nią wstępuje, powinien być ciągle aktywny. “Spotkać was może pokusa pojawiająca się podczas wewnętrznej modlitwy umysłu, aby przerwać wasze trwanie w Bogu. Będą was bolały ramiona, będziecie odczuwać ból głowy — przestrzegał św. Grzegorz Palamas — ale wytrwajcie i szukajcie z zapałem Pana w sercu waszym". Tylko dzięki żarliwej wierze i cierpliwości odkryjemy i odczujemy prawdziwą moc Imienia.


Zjednoczenie z Bogiem w modlitwie Jezusowej

Przy naszym pierwszym poważnym podejściu do praktykowania modlitwy Jezusowej powinniśmy sobie uświadomić własną pustkę, rozbicie i brak wewnętrznej jedności. Z jednej strony stoimy przed Bogiem, z drugiej zaś nasze myśli nie dają nam spokoju. Odczuwać obecność Bożą to znaczy być tam, gdzie znajduje się nasz Stwórca. Jednak nie zawsze jesteśmy zdolni kontrolować swój umysł tak, aby on wędrował w kierunku Pana. Ten brak wewnętrznej jedności jest jednym z najcięższych skutków grzechu pierworodnego. Bardzo ważna jest koncentracja na jednej określonej rzeczywistości. Skoro nie jest to łatwe w sprawach zewnętrznych, to tym trudniejsze jest w sprawach życia wewnętrznego, a szczególnie w praktyce modlitewnej.

Cóż więc należy czynić? W jaki sposób nauczyć się życia w pełnej duchowej jedności, skoncentrowanego na teraźniejszości, a zarazem zanurzonego w wiecznym teraz? Pomaga nam w tej pracy modlitwa Jezusowa. Wzywanie Imienia Bożego rozprasza roztargnienie, pomaga w koncentracji umysłu. Święci Ojcowie, a szczególnie św. Jan Klimak, odróżniają dwa sposoby, które pomagają w opanowaniu swoich myśli. Pierwszy sposób adresowany jest do doskonałych podwiżnikótv. Mogą oni bezpośrednio walczyć ze swoimi myślami. Natomiast dla większości z nas sposób ten jest trudny i niezrozumiały. Przeto nasza duchowa strategia powinna być innego rodzaju. Zamiast pracy polegającej na walce ze złem skierujemy swe myśli w stronę dobra. “Umysł nie może być bezowocny, jego działaniem powinno być ciągłe przyzywanie Pana Jezusa" (św. Marek Mnich). “Najsłodsza pamięć o Bogu, tj. Jezusie — nauczał Filoteusz z Synaju — zwykle niszczy wszelkie powaby myśli, różnego rodzaju pokusy, słowa, marzenia, mroczne wyobrażenia [...], to wszystko, czym stara się pochłonąć naszą duszę niszczący wróg". Lepiej więc zamiast stałej walki ze swoimi myślami po prostu skierować je w stronę mocy Bożej, która oddziaływuje poprzez Imię Bogoczłowieka. Św. Ewagriusz z Fontu (ł 399) pisał: “Modlitwa jest to pozostawienie [jak najdalej od siebie] wszystkich myśli". A “pozostawienie myśli" polega na ciągłym odrzucaniu myśli złych i zastąpienie ich przez myśli o Chrystusie. Modlitwa Jezusowa to nie tylko rozmyślanie o określonych wydarzeniach z życia Chrystusa opisanych w Ewangelii; jest ona zarazem wnikaniem w wewnętrzne prawdy teologiczne np. w znaczenie terminu “współistotny". W tym względzie modlitwę Jezusową należy wyraźnie odróżniać od metody dyskursywnej, tak popularnej na Zachodzie, szczególnie w okresie Kontrreformacji, która była typowa dla Ignacego Loyoli, Franciszka Salezego i innych.

Wzywając Imię “Jezus" nie należy stwarzać za wszelką cenę w swej świadomości, wizualnego obrazu Chrystusa. Jest to jedna z przyczyn, dla której modlitwę powinniśmy wypowiadać w półmroku, z oczyma wpatrzonymi w ikonę. “Niechaj twój umysł będzie wolny od boju — głosił św. Grzegorz z Synaju — broń się przed fantazjami podczas modlitwy, gdyż inaczej możesz stać się fantastą, zamiast hezychastą". “Módl się tak, abyś nie popadł w pychę za sprawą modlitwy" — upomina św. Nil Sorski (+ 1508). Natomiast biskup Teofan Zatwornik zaleca: “Kiedy modlisz się, nie dopuszczaj, aby jakikolwiek obraz zjawił się pomiędzy tobą a Panem". “Najważniejsze w twoim życiu jest, abyś przebywał w Bogu, tzn. abyś posiadał przekonanie, że On wszystko widzi i przebywa w Tobie znając Ciebie bardziej, aniżeli ty znasz siebie. Świadomość oka Bożego, które patrzy wewnątrz ciebie, powinna zawsze cechować każdego z nas". Jeżeli będziemy wzywać Imię Boże, odczuwając obecność naszego Pana, przekonamy się, że modlitwa Jezusowa posiada moc, ześrodkowuje i jednoczy wszystkie moce naszego ducha.


Uwewnętrznianie modlitwy Jezusowej

Ustawiczne wzywanie Imienia Bożego sprawia, że modlitwa schodzi coraz głębiej w naszą istotę. Staje się modlitwą całego człowieka, której słowa i treść całkowicie pokrywają się z tym, kto je wypowiada. W obrazowy sposób opisał to Pauł Evdokimov (1901-1970): “W katakumbach najbardziej rozpowszechnionym obrazem była figura modlącej się niewiasty, «oranty», reprezentującej jedyną prawdziwą postawę duszy ludzkiej. Nie wystarczy posiadać modlitwę, należy stać się, być modlitwą, urabiać siebie na kształt modlitwy, przemieniać świat w świątynię uwielbienia, w liturgię kosmiczną". Należy dążyć do tego, by być wcieleniem modlitwy. Całe nasze życie, wszelkie nasze kroki, działania powinny być dążeniem do przebóstwienia. W ofierze składać należy nie tylko to, co posiadamy, ale to, kim jesteśmy. Wartościowym nie jest człowiek przestrzegający modlitwy według określonych przepisów, z większą lub mniejszą dokładnością, lecz człowiek, który jest modlitwą. Tego typu modlitwę określamy jako “modlitwę serca". Imię Boże wzywamy przy pomocy języka. W tym samym czasie, siłą woli, ukierunkowujemy swój umysł na sens i znaczenie tego, co wypowiada język. Z upływem czasu — przy pomocy Bożej — modlitwa nasza coraz bardziej staje się aktem wewnętrznym. Udział umysłu jest coraz ważniejszy, a samo wypowiadanie dźwięków ma coraz mniejsze znaczenie. Może dojść do tego, że wypowiadanie modlitwy Jezusowej zakończy się na poziomie słów a przejdzie w mistyczny sposób do umysłu. Jest to znakiem, że przeszliśmy ze stopnia pierwszego naszej modlitwy do stopnia drugiego. Wędrówka w głębię wewnętrzną człowieka nie jest jednak zakończona. Człowiek jest bytem, który oprócz umysłu posiada też uczucia, wolę i miłość oraz wszystko, co składa się na jego osobowość. Wszystkie te sfery człowieka, w swoisty sposób, uczestniczą w modlitwie, gdyż cały człowiek wezwany jest, aby brać udział w przebóstwieniu. Zatem wezwani jesteśmy ku wstępowaniu z poziomu drugiego na poziom trzeci: od “modlitwy umysłu" ku “modlitwie serca". “Serce" w tym przypadku rozumieć należy w sensie biblijnym, a nie współczesnym — jako rzeczywistość, która skupia w sobie wszystkie elementy osobowości człowieka. Serce jest głównym organem bytu ludzkiego. Borys Wyszesławcew twierdził, że “serce jest centrum absolutnym". W takim ujęciu, jest ono czymś o wiele większym, stanowi zewnętrzny symbol nieograniczonych duchowych elementów człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże.

W celu ukończenia wewnętrznej wędrówki i odkrycia sensu prawdziwej modlitwy niezbędne jest zstąpienie w to “absolutne centrum". Dokonuje się to poprzez przejście od rozumu do serca. Zasadnicze jest połączenie “modlitwy umysłu i serca". Modlitwa serca jest powrotem do Raju — do stanu przed upadkiem człowieka. Oznacza to wejście w doświadczenie rzeczywistości eschatologicznej — w przedsmak przyszłego wieku, w coś, co w dzisiejszym świecie nie jest nigdy w całości zrealizowane. W wewnętrznym wychowaniu własnego serca człowiek odnajduje bazę swojego bytu i tutaj przekracza mistyczną granicę pomiędzy światem stworzonym i niestworzonym. “Wewnątrz serca pojawia się bezgraniczna głębia, w której jest Bóg z aniołami; tam jest światłość i życie. Królestwo i apostołowie, tam jest miasto niebiańskie i skarbnica łaski; tam jest wszystko" — pisał św. Makary Wielki.

Modlitwa Jezusowa, w tym sensie, oznacza punkt, w którym “moja" działalność, “moja" modlitwa łączy się z działaniem kogoś Innego we mnie i staje się widoczna na zewnątrz. Taka modlitwa nie jest tylko modlitwą skierowaną do Jezusa Chrystusa, ale modlitwą samego Jezusa Chrystusa. Ten piękny etap przechodzenia od modlitwy “pracy" w modlitwę, która “rozwija się sama z siebie" — opisany został w dziele Szczere opowieści pielgrzyma przedstawione jego ojcu duchownemu. Jest to szczególny dar Boga, który otrzymuje człowiek w momencie, kiedy Bóg i człowiek tego pragną. Droga do Królestwa Bożego otwarta jest dla wszystkich i wszyscy ją mogą odnaleźć.


Praktyka wchodzenia w modlitwę Jezusową

Obecnie rozpatrzymy zagadnienie, które wywołuje wiele dyskusji. Dotyczy ono pozycji ciała podczas modlitwy Jezusowej. Kontrowersje w tej kwestii spowodowały, że mylnie wyjaśniano naukę hezychastów.

Serce, jak to już stwierdziliśmy wyżej, jest głównym organem człowieka — ześrodkowaniem ducha i materii, jego struktury fizycznej i psychicznej oraz konstrukcji duchowej. Z uwagi na ten podwójny charakter serca: widzialny i niewidzialny — modlitwa serca jest modlitwą ciała i duszy. Trzeba jednak wiedzieć, że dopiero wówczas jest prawdziwą modlitwą człowieka, gdy ogarnie jego ciało. Według nauki biblijnej człowiek jest psycho-fizyczną całością składającą się z duszy i ciała. Ciało to nie tylko przeszkoda, którą należy opanować. Nic jest też materią, którą można ignorować. Ciało powinno odegrać pozytywną rolę w duchowym życiu człowieka. Jest ono obdarowane energiami, z których korzystać można w praktykach modlitewnych. Szczególnie odnosi się to do modlitwy Jezusowej, poprzez którą mamy szczególną więź z Wcielonym Bogiem. Jezus Chrystus poprzez Wcielenie przyjął nie tylko ludzki umysł i wolę, ale także i ludzkie ciało. W ten sposób ze Swego ciała uczynił niewyczerpane źródło uświęcenia. W jaki sposób nasze ciało, które Bogoczłowiek uczynił świątynią Ducha Świętego, uczestniczyć może we wzywaniu Imienia Bożego, dokonującego się w modlitwie umysłu i serca?

Hezychaści w celu uzdolnienia ciała do uczestniczenia w modlitwie rozwinęli specjalną “technikę ciała". Wiedzieli oni, że każdy stan psychiczny oddziaływuje na ciało. W zależności od naszego stanu wewnętrznego stajemy się bądź gorącymi, bądź chłodnymi. Wszelka fizyczna zmiana wpływa na nasze życie psychiczne. Jeśli nauczymy się kontrolować i właściwie ukierunkowywać naszą działalność psychiczną i cielesną, wówczas staniemy się bardziej aktywni wewnętrznie i będziemy w stanie skoncentrować się podczas modlitwy. Jest to zasadniczy początek metody hezychastów. Praktykowana przez nich technika posiada trzy zasadnicze kierunki:

I. Stan wewnętrzny ciała. Św. Grzegorz z Synaju zaleca, aby podczas modlitwy siedzieć na niskim stołeczku o wysokości 20 cm. Głowa i ramiona powinny być opuszczone, oczy ukierunkowane w stronę serca. Oczywiście taka postawa po pewnym czasie staje się uciążliwa. Z tego względu należy skorzystać z innych znanych praktyk w tej dziedzinie.

Dużą rolę przy praktykowaniu modlitwy Jezusowej odgrywa oddech, który powinien włączyć się jednocześnie w rytm modlitwy. Pierwszą część modlitwy: “Panie Jezu Chryste, Synu Boży" wymawiać należy podczas wdechu, zaś drugą: “zmiłuj się nade mną grzesznym" w czasie wydechu. Modlitwa może być wymawiana w rytmie bicia serca.

II. Wewnętrzna dyscyplina. Podobnie jak w ćwiczeniach jogi początkujący uczy się ukierunkować swą myśl na określone części ciała, tak samo hezychaści kierują swe myśli w granice serca. W tego rodzaju aktywności potrzebny jest ojciec duchowny — nauczyciel. Brak kontroli w tej szczególnej praktyce modlitewnej może mieć niekorzystny wpływ na zdrowie i równowagę psychiczną. Z tego względu niezmiernie istotne jest posiadanie ojca duchownego, który pomoże w trudnościach napotykanych na drodze modlitwy Jezusowej. Jeśli osobie początkującej nie uda się znaleźć odpowiedniego przewodnika, to zaleca się, by powtarzała modlitwę Jezusową bez koncentracji na rytmie bicia serca i oddechu. Wówczas słowa modlitwy - po pewnym czasie, spontanicznie, wejdą w rytm bicia serca. Gdyby to nie nastąpiło, to też nie ma powodu do obaw. Należy spokojnie kontynuować pracę nad modlitwą umysłu.

Należy podkreślić, że pozycja ciała nie jest najważniejsza; ma ona jedynie wspomagać osiągnięcie zjednoczenia z Bogiem. Św. Grzegorz Palamas nauczał, iż opanowanie i odpowiednia pozycja ciała potrzebna jest tylko początkującym. Za najważniejsze w praktykowaniu modlitwy Jezusowej uważał wewnętrzna kontrolę ducha i wzywanie Imienia Jezusa Chrystusa.

III. Częstotliwość wymawiania Imienia Jezusowego. Biskup Ignacy Branczaninow zaleca, aby Imię Jezusa wymawiać sto razy. Przy tym należy wiedzieć, że w modlitwie Jezusowej nie tyle częstotliwość wymawiania Imienia, pozycja ciała, rytm oddychania są najważniejsze, lecz ustawiczna świadomość, do Kogo się zwracamy. To właśnie stała świadomość, że słowa nasze skierowane są ku Wcielonemu Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi — Synowi Bożemu i Najświętszej Bogarodzicy — ma decydujące znaczenie na drodze naszego jednoczenia się z Bogiem.

 

Koniec wędrówki

Celem modlitwy Jezusowej, podobnie jak wszystkich innych modlitw chrześcijańskich, jest jej połączenie się z modlitwą Jezusa Chrystusa jako arcykapłana, ciągle działającego w nas. Najważniejsze jest to, aby życie nasze połączone zostało z Jego życiem, a nasze wznoszenie połączyło się z życiem Ducha Świętego utrzymującego wszechświat. Cel modlitwy Święci Ojcowie określają jako: “przebóstwienie człowieka", “upodobnienie się człowieka do Boga". Sergiusz Bułgakow głosił: “Imię Jezusa, obecne w sercu ludzkim, nadaje mu moc przebóstwienia". Słowa te bezpośrednio nawiązują do nauczania św. Atanazego Wielkiego: “Logos stał się człowiekiem, abyśmy my stali się Bogiem".

Modlitwa Jezusowa skierowana ku Wcielonemu Logosowi jest środkiem, przy pomocy którego realizujemy nasze przebóstwienie. Człowiek otrzymuje prawdziwe “bogopodobieństwo", możliwość upodobnienia się do Boga. Modlitwa Jezusowa jednoczy nas z Chrystusem; przyczynia się do tego, aby Trójca Święta zamieszkała w nas i abyśmy mogli uczestniczyć w “perychorezie" trzech Hipostaz Bożych. Za sprawą coraz głębszego przenikania w nas tej modlitwy wchodzimy w bezpośredni krąg miłości, która ciągle ma miejsce pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Miłość tę św. Izaak Syryjczyk opisuje w sposób następujący: “Miłość jest Królestwem, o którym mówił Pan nasz w sposób symboliczny, wtedy gdy uczniom Swoim obiecał, iż będą spożywali w Jego Królestwie: «Wy będziecie jeść i pić za stołem Mojego Królestwa». Tym pokarmem jest miłość. Kiedy osiągniemy miłość, osiągniemy i Boga, a wówczas droga nasza osiągnęła swój cel. Doszliśmy do miejsca, w którym jest Bóg Ojciec z Synem i Duchem Świętym".

W tradycji hezychastycznej tajemnicę przebóstwienia poprzedzał zewnętrzny stan doświadczenia Bożego światła. Światło, które święci widzieli podczas modlitwy, było światłem rzeczywistym, a nie symbolicznym. Było i jest to światło Boże, nie stworzone, pochodzące od Chrystusa, które jaśniało w czasie Jego Przemienienia. To samo światło będzie oświecało wszechświat podczas Jego powtórnego przyjścia. Do widzenia chwały Bożej możemy przybliżyć się poprzez wzywanie Imienia Bożego. Dzięki modlitwie Jezusowej możemy już dziś zobaczyć, że światło Przemienienia przenika każdy krok naszego życia. Anonimowy autor dzieła Szczere opowieści pielgrzyma przedstawione jego ojcu duchownemu opisuje dwojakie oddziaływanie modlitwy Jezusowej. Po pierwsze, przemienia ona jogo stosunek wobec świata materialnego, który go otacza. Świat ten postrzega jako święte misterium obecności Bożej. Pisze on: “W tym czasie, gdy zaczynałem modlić się sercem, wszystko co mnie otaczało widziałem w jakiejś zadziwiającej postaci: drzewa, trawy, ptaki, ziemię, powietrze, światło. Wszystko to jakby mówiło mi, że istnieje właśnie dla ludzi, świadczy o Bożej miłości do człowieka, modli się i wyśpiewuje chwałę Boga. Zrozumiałem wtedy, co nazywane jest w Dobrotolubiju "znajomością mowy stworzenia" i zobaczyłem, w jaki sposób można rozmawiać z Bożymi stworzeniami". “[...] czułem płomienną miłość do Jezusa i do całego Bożego stworzenia". Po drugie, modlitwa Jezusowa zmienia stosunek autora nie tylko do stworzeń i świata materialnego, ale również do innych ludzi. “Ponownie rozpocząłem swą wędrówkę. Obecnie jednak nie szedłem tak jak przedtem, pełen troski. Wzywanie Imienia przyniosło mi radość na tej drodze. Wszyscy, których spotkałem, byli wobec mnie uprzejmi, tak jakby mnie kochali. Jeśli ktokolwiek wyrządzi mi krzywdę, to powinienem pomyśleć, jak słodką jest modlitwa Jezusowa. Krzywda i gniew przeminą, a ja wszystko zapomnę".

Modlitwa Jezusowa pomaga nam dostrzegać Chrystusa we wszystkich ludziach, a ludzi w Chrystusie. Modlitwa Jezusowa nie neguje świata, lecz go przemienia. Nie odrzuca stworzenia Bożego, ale potwierdza wartość świata oraz wielkie znaczenie każdej istoty, gdyż pochodzi od Boga.

Nadieżda Gorodecky pisała: “Imię Jezusa możemy przyzywać na ludzi, książki, kwiaty, na wszystko co spotykamy, widzimy, myślimy. Imię Jezusa może być tajemniczym kluczem do całego stworzenia, narzędziem, przy pomocy którego przynosimy wszystko za wszystkich, jako ukrytą ofiarę Bogu. Jest to pieczęć Boża w tym świecie. W jedności z arcykapłanem Jezusem Chrystusem modlimy się do Ducha Świętego: «Spraw, aby modlitwa moja była świętym misterium»".

Modlitwa — to działanie. Modlić się — to być uczniem. Stwierdzenia te w szczególny sposób odnoszą się do modlitwy Jezusowej. Jej znaczenie podkreśla się w czasie składania ślubów zakonnych. Posiada ona jednak taką samą moc i znaczenie również dla laików: małżonków, lekarzy, kierowców itp. Wzywanie Imienia Bożego wprowadza każdego chrześcijanina w głębię jego pracy, dzięki czemu staje się ona korzystniejszą i owocniejszą. Modlitwa Jezusowa uzdalnia do “życia dla drugich". Poprzez nią chrześcijanin staje się narzędziem pokoju Bożego i dynamicznym pośrednikiem pomiędzy Bogiem i ludźmi.

 

Metropolita Sawa (Hrycuniak)

Przeczytaj pozostałą część wpisu »